Nowelizacja ustawy o OZE – kto się z niej cieszy?

Branża OZE w Polsce od roku odczuwa negatywne zmiany związane z wprowadzoną ustawą o odnawialnych źródłach energii. Czy zatem niedawna nowelizacja ustawy o OZE poprawi sytuację? Kto na niej najbardziej skorzysta?

W lipcu 2016 roku weszła w życie nowa ustawa o OZE, która była dość mocno krytykowana przez specjalistów branżowych. My też nie byliśmy (i nadal nie jesteśmy) zachwyceni jej zapisami, o czym pisaliśmy rok temu. Co gorsza, skutki jej wdrożenia widać dokładnie, gdy spojrzymy na dane dotyczące ilości nowych mocy przyłączonych do sieci elektroenergetycznej po wprowadzeniu zmian.

Nowych mocy OZE tyle co kot napłakał

W naszym wcześniejszym tekście pokazującym najnowsze statystyki zielonej energii zrobiliśmy porównanie przyrostu nowych mocy w okresie przed wprowadzeniem nowej ustawy i po. Widać było wyraźnie, że nowe prawo nie służy zielonej energetyce. W drugim półroczu 2016 roku przybyło zaledwie 174 MW nowych mocy OZE. Jesteście ciekawi, czy sytuacja się poprawiła? To spójrzcie zatem na wykres.

moc zainstalowana OZE w Polsce 2015-2017
Nowych mocy OZE raczej nie przybywa ostatnio / Źródło: opracowanie własne na podstawie URE

Nie widzicie różnicy w ostatnich dwóch słupkach? To nie błąd. Tak właśnie wyglądają oficjalne dane z URE zestawione z wynikami za pierwsze 6 miesięcy 2017 roku. Czy przybyło w ogóle nowych odnawialnych źródeł? Owszem, całe 62 MW. Czyli tyle co nic. A przecież, żeby Polska spełniła swój unijny obowiązek dotyczący produkcji zielonej energii potrzeba znaczących wzrostów rok do roku. I dużo wsparcia dla nowych i dotychczasowych inwestorów z branży OZE. Może zatem najnowsza, sierpniowa nowelizacja ustawy o OZE pozwoli na spojrzenie w zieloną przyszłość Polski z większym optymizmem?

Szybka nowelizacja ustawy o OZE

Nie będziemy Was tu zwodzić i oszukiwać. Najnowsza nowelizacja ustawy o OZE została napisana przy sporym udziale jednego z państwowych koncernów (możecie strzelać który), a nie przez urzędników Ministerstwa Energii, a tym bardziej posłów. Właściwie “napisana” to za dużo powiedziane, bo dokument zawiera zaledwie dwa artykuły rozpisane na dwóch stronach. O skandalicznym wręcz trybie jej powstania i uchwalenia nie chce nam się teraz wspominać, ale tu o tym przeczytacie. Jaki zatem związek mają spalające węgiel koncerny z energią odnawialną i tą nowelizacją?

Ano, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. W telegraficznym skrócie wyjaśniamy, że od października 2005 roku za wytwarzanie zielonej energii należą się tzw. zielone certyfikaty. To forma ilościowego wsparcia produkcji energii elektrycznej z odnawialnych źródeł. Natomiast operatorzy systemów przesyłowych (czyli Polskie Sieci Elektroenergetyczne) i dystrybucyjnych (np. PGE, Enea, Tauron, Energa – pełna lista tutaj) muszą wykazać się określoną ilością zielonych certyfikatów. Dla mniej ambitnych przedsiębiorstw energetycznych i tych, którze nie produkują wystarczającej ilości energii z OZE przygotowano opłatę zastępczą. Jej wysokość w ostatnim czasie była ustalona na poziomie 300,03 zł/MWh.

ceny zielonych certyfikatów w Polsce
Nowelizacja ustawy o OZE ma z założenia poprawić sytuację na rynku zielonych certyfikatów / Źródło: wysokienapiecie.pl

Problem w tym, że ceny zielonych certyfikatów i opłaty zastępczej bardzo się “rozjechały” w ostatnim czasie. Cena tych pierwszych spadła w ciągu ostatnich lat o 90% i jest obecnie około 10 razy niższa niż wysokość opłaty zastępczej. A to nie są zbyt pożądane okoliczności. 

Kogo cieszy nowelizacja ustawy o OZE?

Według specjalistów z branży OZE przyczyną takiego stanu rzeczy jest nadpodaż zielonych certyfikatów. Dlaczego jest to niekorzystna sytuacja, skoro chcemy, żeby jak najwięcej energii pochodziło ze źródeł odnawialnych? Wszystko byłoby fajnie, gdyby ta energia w większości pochodziła z wiatru lub słońca, a nie ze współspalania biomasy w wielkich elektrowniach. A za współspalanie biomasy koncerny energetyczne (w większości państwowe) dostają przecież zielone certyfikaty. Całe mnóstwo certyfikatów, które zepsuły rynek.

Koncerny energetyczne, jak już wiecie, są zobowiązane do zakupu certyfikatów (aż tyle tej biomasy nie są w stanie spalić i muszą kupować). Dopóki zarabiały na długoterminowych umowach zawartych z mniejszymi producentami czystej energii wszystko było w porządku. Ale gdy ceny certyfikatów raptownie spadły koncerny zaczęły dopłacać do interesu, bo w ich umowach zapisana była dużo wyższa cena za certyfikaty niż ich aktualna cena rynkowa.

nowelizacja ustawy o oze energa
Jedna z elektrowni należących do Grupy Energa, której zdecydowanie zależało na nowelizacji ustawy o OZE / Źródło: energaostroleka.pl

Stąd też “inicjatywa ustawodawcza” jednego z koncernów energetycznych wsparta oczywiście przez Ministerstwo Energii. Dzięki jednemu artykułowi w nowelizacji ustalono, że opłata zastępcza ma wynosić 125% średniej ceny danych certyfikatów z poprzedniego roku, ale nie więcej niż 300,03 zł/MWh. Proste? Proste! A że to zmiana warunków w czasie gry? No cóż, business is business.

Prezes URE wprost powiedział, że nowelizacja “jest korzystna wyłącznie dla tych, którzy zawarli z producentami energii z OZE umowy na kupno zielonych certyfikatów po cenach, odnoszących się do opłaty zastępczej”. Teraz, przy bardzo niskich cenach zielonych certyfikatów, koncerny chcą się z tego wyplątać. Energa już oszacowała, że dzięki nowelizacji w 2018 roku będą „do przodu” o jakieś 150 milionów złotych. Chyba wszystko jasne, prawda?

Jakie perspektywy ma branża OZE w Polsce?

To, że źle się dzieje w polskim sektorze zielonej energetyki od czasu wejścia w życie nowej ustawy i rozporządzenia ograniczającego możliwość budowy nowych elektrowni wiatrowych widać po oficjalnych danych. Części z właścicieli odnawialnych źródeł grozi bankructwo. Część może zostać przejęta przez większych graczy (np. państwowe koncerny energetyczne). Nie ma co się łudzić, że ostatnia nowelizacja ustawy o OZE w jakikolwiek poprawi sytuację w tym sektorze. Gdyby tak było, to przedstawiciele branży OZE nie prosiliby Prezydenta o jej zawetowanie.

Dobrze całą obecną sytuację opisuje pan Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej. Podzielamy jego poglądy, więc je po prostu zacytujemy.

Zaproponowane w nowelizacji obniżenie opłaty zastępczej zmniejszy nadzieje na przyszły wzrost obecnie niezwykle niskich cen zielonych certyfikatów i realną  poprawę sytuacji wytwórców energii z OZE, pogłębi straty (odpisy) w kredytujących inwestycje bankach, ale obniży koszty koncernów energetycznych i być może częściowo zasili fundusz ekologiczny. Na jakie jednak cele przeznaczone zostaną kwoty z ew. zasilenia nie wiadomo (…)

Generalnie polecamy zapoznać się z całym wpisem pana Wiśniewskiego (link znajdziecie w źródłach na dole), bo kto jak kto, ale zna on branżę OZE od podszewki.

A co jeszcze szykuje nam ustawodawca w temacie odnawialnych źródeł? Oczywiście kolejną nowelizację. Tym razem ma być między innymi powrót do porzuconego 2 lata temu pomysłu taryf gwarantowanych (nawet w wariancie “premium”, który nigdzie jeszcze nie był stosowany). Szkoda tylko, że w tej propozycji praktycznie pomijane są najtańsze obecnie źródła OZE, czyli energia słoneczna i energia wiatrowa. Co z tego wszystkiego wyjdzie zobaczymy w niedalekiej przyszłości, ale nie wygląda to dobrze.

nowelizacja ustawy o oze wiatraki
Komu przeszkadzają takie wiatraki na polach? / Źródło: Pexels.com

Wiemy, że obecnie rządzący są ślepo zakochani w polskim węglu i są w stanie zrobić dla niego wszystko (słyszeliście już o rynku mocy?). Ale wątpimy w skuteczność lobbingu naszych ministrów w Brukseli na rzecz uznania węgla paliwem odnawialnym. W związku z tym wypadałoby spojrzeć perspektywicznie (dalej niż kolejna kadencja) i przestać rzucać kłody pod nogi zielonej energii. Bo to w niej jest przyszłość, a nie w węglu!

 

Źródła: Teraz Środowisko, Odnawialny Blog, URE, Sejm RP