Wodorowe auto dostawcze UPS

Wodorowe auto dostawcze rozpoczyna pracę dla UPS. To może być dobra wiadomość, ale czy na pewno?

Wiemy, jak działają auta wodorowe. Zgodziliśmy się również, że elektryczne ciężarówki nie mają sensu, ale ciężarówki (prawie) Tesli na wodór już jak najbardziej. Zaniemówiliśmy z wrażenia, gdy zobaczyliśmy wodorowy pojazd armii amerykańskiej. No i mamy nadzieję, że przejedziemy się kiedyś wodorowym pociągiem, oczywiście na dworzec dojeżdżając wodorowym autobusem, bo raczej nie dopłyniemy na dworzec wodorowym jachtem. Tak, wodór zdaje się być wszędzie.

Nie tylko zdaje się być wszędzie, ale jest wszędzie, bo wodór to najpowszechniejszy pierwiastek we wszechświecie. Pełno jest też sklepów internetowych, gdzie można kupować rzeczy, które dostarczają kurierzy. A teraz kurierzy UPS w Kalifornii zaczynają dostarczać paczki wodorowymi dostawczakami. Dlaczego w Kalifornii? Bo jest tam stosunkowo dużo stacji z wodorem.

Wodorowe auto dostawcze UPS
Wodorowe auto dostawcze UPS / Źródło: UPS

Dla przypomnienia – dlaczego auta na wodór są eko-scytujące? Auta wodorowe zamiast spalin emitują z rury wydechowej czystą wodę, nie zatruwają też środowiska tlenkami węgla, azotów i innymi cząstkami stałymi. Mają też wyraźną przewagę nad autami elektrycznymi – choć podobnie jak one poruszają się bezszelestnie i korzystają z energii elektrycznej, to jednak można je tankować jak samochody z silnikiem benzynowym, na stacji, w kilka minut, bez potrzeby kilkugodzinnego czekania przy gniazdku. Mają też większy zasięg niż typowo elektryczne auta (rekordowa w tej materii jest Honda Clarity).

Wodorowe auto dostawcze UPS
Wodorowe auto dostawcze UPS / Źródło: UPS

Wodorowe auto dostawcze UPS – jakie jest?

Jest brązowe, a poza tym mieści 10 kg wodoru, ogniwa o mocy 32 kW i baterie dające z siebie 45 kWh. Na razie jest tylko jedno takie auto, ale gdy UPS zbierze dane (po spędzeniu przez wodorowy prototyp 5 tys. godzin na służbie), to pojawią się kolejne modele z ekologicznym napędem. Nie wiemy, tylko czy będą miały drony na dachu, bo i takie pomysły wpadają do głowy ludziom z UPS.

Ciekawostka – UPS od 2009 roku zainwestowało 750 milionów dolarów w alternatywne źródła napędu i ekologiczne sposoby dostarczania paczek, projektując w tym czasie 8300 różnych ekologicznych pojazdów. Wodorowe auto dostawcze to kolejny projekt. Żeby nie było – niemiecka poczta też sobie zrobiła swój samochód, tyle tylko że elektryczny.

Wodorowe auto dostawcze UPS
Wodorowe auto dostawcze UPS / Źródło: UPS

Auta wodorowe mają też ciemną stronę

Cała ta idea wodorowowa, choć fascynująca, ma swoje wady. Po pierwsze, ilość stacji na świecie jest zaniedbywalnie znikoma w porównaniu z ilością stacji benzynowych czy ładowarek. Po drugie, wodór jest najbardziej rozpowszechnionym pierwiastkiem we wszechświecie, ale nie występuje w stanie wolnym, a z drugiej strony bardzo trudno go przekonać do współpracy. Po trzecie, pozyskiwanie wodoru to brudna robota. Wodór do aut jest pozyskiwany z różnych związków – obecnie najrozsądniejsze, z punku widzenia kosztów, jest przetwarzanie metanu. Średni koszt tego procesu to 10 euro/kg wodoru, ale efektem ubocznym jest 10 kilogramów CO2, co nie jest pożądane, bo przecież zależy nam na redukcji emisji dwutlenku węgla, prawda? Inny sposób to elektroliza wody (rozkład wody na wodór i tlen po przyłożeniu napięcia) z wykorzystaniem prądu z odnawialnych źródeł energii – to przyszłościowe i czyste rozwiązanie, ale wciąż kosmicznie drogie.

Co więcej, wodór jest wszędzie wokół nas, ale zajmuje bardzo dużo miejsca. Trzeba więc go skompresować, by móc go transportować. I tak: jeśli mamy dwie identyczne cysterny o ładowności 40 ton, to ta z wodorem przewiezie go 80 razy mniej niż ta z bezołowiową. A choć wydajność energetyczna wodoru jest wyższa niż benzyny, to i tak potrzeba 22 ciężarówek, by przewieźć tyle samo wodoru, ile mieści się w jednej cysternie z bezołowiową. Auć!

Jest jeszcze kwestia wybuchowości (pamiętacie eksplodujące, niemieckie sterowce?) i technologicznego zaawansowania napędu wodorowego. Kluczowym elementem ogniw paliwowych jest membrana wykonana z polimeru o nazwie nafion. Źle znosi on niskie temperatury (już poniżej zera nie czuje się dobrze) i wysokie (powyżej 75°C), więc trzeba na niego dmuchać i chuchać, by działał jak należy. Jest również bardzo czuły na czystość tankowanego wodoru i zasysanego powietrza, stąd bardzo skuteczne filtry powietrza na pokładzie aut wodorowych. Co za ironia – samochód niezwykle pożądany w miastach dotkniętych smogiem kiepsko sobie w nich radzi, bo brakuje mu świeżego powietrza, hm…

Ale to nie koniec

Membrana potrzebuje też około 30 g platyny na swoje 9 metrów kwadratowych powierzchni, co kosztuje 8 tys. euro! Do tego 2 tys. euro za zbiorniki plus reszta oprzyrządowania zaawansowanego napędu – sam napęd wodorowej Toyoty Mirai kosztuje 40 tys. euro (przypomnijmy – całe auto za 66 tys. euro), ale japońscy księgowi chcą zmniejszyć koszty produkcji czterokrotnie do 2030 roku (i może wtedy wreszcie zaczną zarabiać).

To wszystko sprawia, że całkowita emisja well-to-wheel, czyli nie tylko chodzi o emisje z rury wydechowej, ale też z procesu produkcji i pozyskiwania paliwa, w przypadku auta wodorowego jest trzykrotnie większa niż w przypadku auta elektrycznego i o ponad połowę większa w porównaniu ze zwykłym autem z silnikiem benzynowym (sic!). Poza tym koszty tankowania auta wodorowego są wyższe niż elektrycznego, benzynowego i hybrydowego!

Auta wodorowe emitują więcej zanieczyszczeń niż elektryczne, hybrydowe i benzynowe
Auta wodorowe emitują więcej zanieczyszczeń niż elektryczne, hybrydowe i benzynowe / Źródło: Green Car Reports
Auto wodorowe jest droższe w tankowaniu niż hybrydowe i benzynowe, o ładowaniu elektrycznego nie wspominając
Auto wodorowe jest droższe w tankowaniu niż hybrydowe i benzynowe, o ładowaniu elektrycznego nie wspominając / Źródło: Green Car Reports

 

Źródła: Carscoops, Green Car Reports