Dekers – elektrycznie niezwykłe rowery

Pewnego dnia zadecydowaliśmy, że chcemy sprawdzić, czy elektryczne, niezwykłe rowery firmy Dekers mają sens. Wykonaliśmy kilka telefonów, przekartkowaliśmy kalendarze i umówiliśmy się na spotkanie. I co?

Dekers to polska firma założona przez pasjonatów – można powiedzieć, że to taki start-up, który zamiast obciążać pamięć naszych telefonów kolejnymi appkami, odciążą nasz kręgosłup niebanalnymi rowerami. Rowery firmowane przez Dekersa robione są na zamówienie tak, by zaspokoić różne potrzeby klientów (o tym później). Co ciekawe, rowery są składane ręcznie (bardzo wyrafinowane i ego łechtające), każdy jest jedyny w swoim rodzaju (cudownie!) i każdy może mieć napęd elektryczny. I to mi się spodobało najbardziej.

dekers_foto6
Dekers MTB (czerwony) i szosowy (pomarańczowy) – dwa testowane przez nas trójkołowce / Źródło: zasoby własne

Ja, czyli Filip, nie rozumiem idei roweru, i nieważne, czy elektrycznego, czy bambusowego, czy publicznego. Owszem, rower pozwala szybciej dotrzeć do celu niż chodzenie na piechotę, ale wolę postać w korkach trochę dłużej za kierownicą samochodu, który przecież ma radio, dach, bagażnik i schowek z ulubionymi płytami. No i ma poduszki powietrzne, pasy bezpieczeństwa i kilkaset kilogramów stali, które dają mi poczucie bezpieczeństwa.

Więc tak, ja nie jeżdżę na rowerze ze względów bezpieczeństwa. No i lubię sobie podśpiewywać za kierownicą, co na rowerze jest nieco utrudnione. Co więcej, kilka lat temu, zanim dokonałem antyrowerowego coming outu i na rowerze jeździłem, męczyła mnie pozycja, jaką wymuszają dwa koła. Ból pleców, dyskomfort w kroczu spowodowany siodełkiem i nacisk na nadgarstki – po co to sobie z własnej woli robić?! Jak można się domyślić, rowery Dekers, choć fascynujące, trochę mnie martwiły. Niesłusznie.

dekers_foto1
Dekers – wersja szosowa / Źródło: zasoby własne

Mój trójkołowy, elektryczny Dekers mnie ucieszył, bo miał siedzenie (nie bolą plecy, nie bolą nadgarstki), trzy koła (prawie jak cztery koła w aucie) i silnik elektryczny jak w Tesli. Silnik elektryczny albo wspomaga pedałowanie (trzy tryby do wyboru), albo samodzielnie napędza rower, bzycząc przy tym niczym statek kosmiczny (lubię to!).

Tak więc gdy Janusz, zapalony rowerzysta, zagłębiał techniki konstrukcji, osprzętu, budowy i jeszcze czegoś tam (opowie Wam o tym za chwilę), ja przyjąłem wygodną pozycję i ani przez chwilę nie pedałowałem, bo to zbyt męczące. Zamiast tego ruszałem co jakiś czas kciukiem, uruchamiając silnik elektryczny (tyle mocy w jednym przycisku, ha!). Relaksujące, luksusowe, ciekawe doświadczenie.

Tylko nie wiem, czy jestem gotowy kupić sobie taki rower za około 14 tys. zł. Za podobną kwotę mogę mieć dwuosobowe, elektryczne Renault z podnoszonymi drzwiami, które wygląda równie spektakularnie co trzykołowy Dekers. Trudny wybór. Może Janusz Was przekona?

dekers_foto3
Dekers widziany oczyma rowerzysty / Źródło: zasoby własne

Ja, czyli Janusz, zdecydowanie rozumiem ideę roweru jako ekologicznego środka transportu oraz doskonałego pojazdu turystycznego. Przejechawszy kilka tysięcy kilometrów na „góralu” miewałem czasami podobne dyskomforty jak Filip, ale kwestię tę może rozwiązać chociażby dobre ustawienie siodełka. No ale jak to ma się do rowerów Dekers?

Dekers frontem do klienta

Otóż u ekipy z Dekersa wszystko jest ustawione pod klienta. Każdy zamawiany rower, można go bowiem praktycznie dowolnie dostosować. Zapalony turysta rowerowy będzie potrzebować dodatkowych mocowań na sakwy – i takie dostanie. Osobie niepełnosprawnej przydadzą się specjalne manetki – będą więc na wyposażeniu.

Rodzice lubiący wycieczki rowerowe mogą rozważać zamontowanie fotelika dziecięcego, bo rama roweru daje taką możliwość. Wygląda to na dobry pomysł, aczkolwiek wiedząc, jak wygląda jazda z takim fotelikiem na zwykłym rowerze, mam poważne wątpliwości co do komfortu jazdy – dzieciak wiszący za naszą głową raczej niekorzystnie przesunie środek ciężkości.

Dekers jest ciężkawy, ale żwawy

A propos ciężkości, to aktualnie montowane trójkołowce ważą w pełnym rynsztunku około 40 kg (sama stalowa rama to 18 kg). Wydaje się, że to dużo w porównaniu do tradycyjnych rowerów, ale całe szczęście podczas jazdy wcale nie czuje się zwiększonej masy. W przyszłym roku mają się pojawić modele z ramami aluminiowymi, więc trajki będą zdecydowanie lżejsze.

dekers_foto5
Dekers MTB po błotnistej przejażdżce / Źródło: zasoby własne

Żeby poruszanie się było sprawniejsze, rower wyposażony jest w tradycyjny zestaw przerzutek Shimano Alivio w konfiguracji 3×9. Jak chcecie, możecie zamówić sobie lepszy osprzęt (chociażby model Deore XT). Do tego na każde koło przypada hamulec tarczowy (w wersji szosowej bębny z przodu), więc nagłe hamowanie nie będzie stanowiło żadnego wyzwania.

Czy można jeździć trójkołowcami po drodze rowerowej? Można, bo wszystkie pojazdy montowane przez firmę Dekers mają szerokość mniejszą niż 90 cm (maksimum, na co zezwala ustawodawca). Kolejne ograniczenie prawne to prędkość. Żeby trójkołowy rower mógł być nadal rowerem, elektryczne wspomaganie silnikiem zostało ograniczone do 25 km/h. My dostaliśmy do testów pojazdy, w których akurat ogranicznik prędkości nie działał (tak jakoś wyszło). Mogliśmy więc nieco poszaleć i poczuć wiatr we włosach.

Napęd elektryczny to jest to!

Silniki elektryczne, jakie mieliśmy możliwość sprawdzić w trójkołowcach Dekersa, miały 200 i 1000 W mocy. Już słabszy wariant daje frajdę z jazdy i bez problemu wspomaga nas przy pedałowaniu albo przy podjeżdżaniu pod wzniesienia. Za to 1 kW to prawdziwy wariat. Tutaj naprawdę czuję się moc. Zobaczcie na tym filmie, jak szybko podjeżdżam pod górkę tylko na silniku elektrycznym.

Fajną sprawą w przypadku silników elektrycznych jest to, że maksymalna moc dostępna jest prawie od razu, gdy tylko tkniemy manetkę. Oczywiście prąd w rowerze mamy z akumulatorów umieszczonych po bokach. Zapytacie od razu, na ile starczają. W wariancie podstawowym dostajemy z rowerem jeden akumulator pozwalający na przejechanie 60 km. Ale możemy też sobie zamówić wersję z dwoma (100 km zasięgu) i trzema akumulatorami (150 km).

Nam w czasie jazdy dwa w pełni naładowane akumulatory starczyły bez problemu na dwie godziny jazdy, po czym jeszcze połowa ”baku” nam została (byłoby lepiej, gdyby nie wygodna jazda Filipa). Jeśli ktoś przewiduje pokonywać jeszcze dłuższe dystanse na prądzie, można jeszcze dołożyć baterii, ale trzeba pamiętać o wzrastającej masie i wynikającym z tego spadku zasięgu.

dekers_foto2
Dekers – wariant MTB / Źródło: zasoby własne

Jakie wrażenia z jazdy?

Wrażenia z jazdy są jak najbardziej pozytywne. Na początku dość sceptycznie podchodziłem do koncepcji roweru poziomego. Jednak gdy tylko na niego wsiadłem (po uprzedniej regulacji ramy) i odpaliłem elektryczny napęd, pojawił się wielki uśmiech, który nie zszedł mi do końca przejażdżki.

Jazda po asfalcie jest bardzo komfortowa, ponieważ pod fotelem mamy zamontowany amortyzator. Oczywiście nie byłem tak leniwy jak Filip i sprawdziłem, jak się pedałuje w pozycji prawie leżącej. Wbrew pozorom nie jest to ani zbyt meczące, ani niewygodne i spokojnie można pokonywać w ten sposób długie dystanse.

Przetestowałem oba Dekersy również w terenie. Spora masa robi swoje i w kopnym piachu po prostu ciężko się jedzie. Wtedy nawet elektryczny wspomagacz nam może nie pomóc. Ja raz się zakopałem (Filip częściej, ale jest leniwy, więc ma za swoje), ale za drugim razem przy przejeździe przez piach i błoto dałem radę. Trzeba tylko pamiętać o tym, że przednie koła mamy dość blisko twarzy, więc błoto stosunkowo łatwo może nam zepsuć makijaż.

Przy szybszej jeździe na szutrze też jest duża frajda z jazdy. Koła się nieco uślizgują, ale cały czas mamy nad nimi kontrolę. Oczywiście, jeśli pojedziemy za ostro, to wylądujemy na boku, a w najlepszym przypadku pojedziemy na dwóch kółkach (przypadkowo sprawdzone, nie próbować w domu). Chłopaki z Dekersa są ekspertami w jeździe ekstremalnej i dla nich taka jazda to prawie codzienność (sprawdźcie na filmiku).

dekers_foto4
Dekers prawie jak Aston Martin – brakuje tylko nazwiska osoby składającej rower / Źródło: zasoby własne

Kupić czy nie kupić?

Na koniec pytanie o sens zakupu takiego elektrycznego roweru. Cena jest oczywiście wyższa od zwykłych rowerów dostępnych w sklepach (o hipermarketach nie wspominając). Biorąc jednak pod uwagę ręczną robotę, możliwość całkowitego dopasowania wyposażenia do naszych potrzeb oraz elektryczny napęd, to uważam, że rower jest absolutnie wart swojej ceny i nie słuchajcie Filip, który zamiast roweru chce kupować to elektryczne toczydełko, które nawet nie jest samochodem z punktu widzenia przepisów.

Z praktycznego punktu widzenia taki trójkołowiec nadaje się bardziej do turystyki rowerowej niż do codziennych dojazdów do pracy. Jeśli nie macie garażu, to parkowanie również może być nieco kłopotliwe. Ale gdybym miał wolne 14 tys. złotych, to bez wahania sprawiłbym sobie elektrycznego trójkołowca od Dekersa.

Zapisz