Elektromobilność w Polsce to zły, głupi i nierealizowalny projekt

Jutro ogłoszenie wyników konkursu na projekt polskiego samochodu elektrycznego. Ten konkurs to jeden z filarów programu elektromobilności w Polsce. Programu, który jest niewyobrażalnie wręcz idiotyczny. Podobnie zresztą jak idea aut elektrycznych.

Ups!

Tak, powiedzieliśmy to. My, Janusz i Filip, którzy piszemy na tym blogu o eko-scytujących nowinkach ze świata ekologii, zero waste, smogu i o traktatach paryskich. I oczywiście o autach elektrycznych, które przedstawiamy jako najlepsze rozwiązanie wszelkich problemów transportu osobowego. Jak pewnie zauważyliście, często piszemy o Tesli i innych autach elektrycznych, padając przed nimi na kolana w niemym, ekologicznym zachwycie. Chyba jednak niepotrzebnie padliśmy na kolana przed Teslą et consortes. Dlaczego?

Elektromobilność w Polsce

Zacznijmy od bezsensu emanującego z programu Elektromobilności w Polsce. Jego koszt – 19 miliardów naszych złotych przez najbliższe 3 lata. Co dostaniemy w cenie? W skrócie – Electromobility Poland to pomysł rządu, którego celem jest uczynienie z Polski kraju napędzanego autami elektrycznymi wyprodukowanymi w Polsce (szacunki idą w miliony elektrycznych aut poruszających się po naszych drogach). Pierwszy etap, nie najważniejszy, ale jakże medialnie spektakularny, to konkurs na nadwozie tego auta. Projekty są może i obiecujące, ale ładne obrazki nie są w konkursie najważniejsze, na litość boską! Ale nie to jest największy problem spółki Electromobility Poland.

Elektromobilność w Polsce to na razie ładne obrazki ładnych aut, które nie wyjadą na drogi / Źródło: Electromobility Poland

Po pierwsze, ilość stacji ładowania w Polsce jest szczątkowa, niewystarczająca i żałosna wobec aspiracji rządu. I nigdzie nie słychać, by miały masowo powstawać kolejne (stacje ładowania, nie rządy 😉 ).

Po drugie, rząd porywa się w motyką na słońce, chcąc od podstaw zaprojektować auto elektryczne. Elon Musk, przedsiębiorczy wizjoner, radzi sobie świetnie, ale jeszcze na tym nie zarobił i wciąż jest zaniedbywalnie znikomym graczem na rynku motoryzacyjnym. Nie wierzycie, bo hype wokół Tesli jest taki, że można odnieść wrażenie, że modele tej firmy kupują wszyscy? Cóż, w absolutnie rekordowym, pierwszym kwartale tego roku Tesla sprzedała 25 tys. aut. To nieco połowa sprzedaży Volkswagena Golfa. Miesięcznej sprzedaży. MIE-SIĘ-CZNEJ!

Z drugiej strony tak, sprzedaż aut elektrycznych rośnie nieustannie od kilku lat, często o zdumiewające wartości procentowe, ale dopiero niedawno na drogi wyjechał 2-milionowy samochód z grupy tych zelektryfikowanych (to znaczy wodorowy, elektryczny, hybrydowy lub hybrydowy plug-in). Jednak w świetle tego, że na drogach świata jeździ 1,4 miliarda samochodów z silnikami spalinowymi, oznacza to udział elektromobilności na poziomie 0,15%. Rząd mógłby inwestować w coś, co ma większe szanse powodzenia. No i więcej sensu, tym bardziej że…

Samochody elektryczne nie mają sensu!

Ok, zdajemy sobie sprawę, że często na łamach bloga pisaliśmy o tym, że mają, ale ja, Filip, przeczytałem ostatnio artykuł na wyborcza.pl, który zmienił moje życie. Z jednej strony zdewastował moje marzenia o Tesli jako o ekologicznym, seksownym samochodzie, a z drugiej strony przypomniał mi, jak używane i przez to ekologiczne jest moje obecne auto, które jeszcze niedawno postrzegałem jako śmiertelne zagrożenie dla misiów polarnych i dlatego chciałem je sprzedać. No dobra, o czym ja w ogóle mówię? Pozwólcie, że przytoczę część owego artykułu Marcina Bójko “Graty stare, ale jare. Wyrzucać czy naprawiać?”.

“Przejdźmy do większych zabawek. Mamy starego diesla, który pali 7 litrów ropy na 100 kilometrów i zastanawiamy się, czy naprawiać, czy może kupić sobie nowego diesla, auto hybrydowe albo wręcz – jakże to modne – elektryczne. Odłóżmy na chwilę kwestie ekonomiczne, wszak dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają.

Do porównywania samochodów (i nie tylko) pod względem wpływu na środowisko wymyślono bardzo ciekawą miarę – tzw. ślad węglowy. Pozwala on oszacować, ile ton dwutlenku węgla jest zużywane na wyprodukowanie egzemplarza, począwszy od wykopania rudy metalu z ziemi, a skończywszy na odstawieniu na parking przed fabryką. Z ekologicznego punktu widzenia to dobra miara, pozwala bowiem różnicować rodzaj energii używanej w produkcji – inaczej na środowisko wpływa wytapianie rudy żelaza w piecu opalanym węglem, a inaczej rudy aluminium w piecu elektrycznym zasilanym energią wiatrową.

Oczywiście ilość zużytego dwutlenku węgla różni się w zależności od modelu; na małego Citroëna C1 idzie 6 ton dwutlenku węgla, na Land Rovera Discovery aż 35 ton. Jeśli zmienimy naszego wysłużonego diesla na Citroëna C1 i będziemy jeździć bardzo oszczędnie, czyli zużyjemy tylko 4 litry na 100 kilometrów, to produkcję „cytryny” spłacimy w paliwie po 80 tys. kilometrów. Jak kupimy używanego diesla, który pali mniej niż 7 litrów, to oszczędzamy środowisko od razu. Kupując Land Rovera, mamy na sumieniu niedźwiedzie polarne, bo tym samochodem będziemy emitować znacznie więcej dwutlenku węgla niż naszym starym dieslem…

land-rover-defender-polar-bear
Malowanie misia polarnego na Land Roverze nic nie pomoże / Źródło: Hofele-Design GmbH

To może auto hybrydowe? Pali mało, jeździ przyzwoicie. Ba, ale koszt budowy jest znacznie wyższy. Na tyle, że trzeba nim przejechać ponad 250 tys. kilometrów, żeby zrównoważyć koszty produkcji (wciąż liczone w dwutlenku węgla) pożytkami płynącymi z mniejszego spalania. Jeśli rocznie przejeżdżamy 10 tys. – tyle i ani kilometra więcej deklaruje przeciętny kierowca, kupując obowiązkową polisę OC – to niedźwiedzie polarne przestaną przez nas cierpieć dopiero po ćwierć wieku.

No to może elektryczne – nie spala nic? To prawda. Ale prąd nie bierze się z kosmosu. Też trzeba go wyprodukować. Według danych portalu Shrinkthatfootprint.com najwięcej w kontekście dwutlenku węgla kosztuje (uwzględniając również wyprodukowanie pojazdu) jazda elektrycznym samochodem w Indiach (370 gramów na kilometr), najmniej w Paragwaju, który prąd w całości czerpie z hydroelektrowni (70 g/km). Polska, która produkuje elektryczność głównie z węgla, plasuje się w okolicach 250 g/km, co nie jest wcale złym wynikiem.

elektromobilność ślad węglowy
Czy jeżdżenie autem elektrycznym jest aż tak bardzo ekologiczne? / Źródło: Shades of Green: Electric Cars’ Carbon Emissions Around the Globe

Ale tak czy inaczej, auto elektryczne w Polsce kompletnie nie ma sensu, bo w tradycyjnym samochodzie spalanie przy średnim zużyciu 6 litrów na 100 kilometrów daje 130 gramów dwutlenku węgla (po uwzględnieniu kosztów produkcji i transportu paliwa) na każdy przejechany kilometr. Po dodaniu kosztu produkcji auta wynoszącego 40g/CO2 na kilometr mamy 170 g CO2/km – wciąż mniej niż w przypadku elektryka. Dorzućmy jeszcze koszt wytworzenia baterii 100 kWh (największa instalowana w teslach) – 17,5 tony dwutlenku węgla – i wychodzi na to, że w większości krajów świata, w których prąd jest produkowany z użyciem paliw kopalnych, jazda autem elektrycznym wcale nie jest przyjazna dla środowiska!

Koszt środowiskowy zakupu nowego samochodu zawsze będzie wyższy niż remontowanie starego, pod warunkiem, rzecz jasna, że stary nie będzie kopcił. Ale nawet wyprodukowanie i zamontowanie nowego katalizatora kosztuje znacznie mniej dwutlenku węgla niż wyprodukowanie całego auta.

Ale konserwatyści i przekorni nie mogą odbijać korków w szampanie. Pamiętajmy, na czym tak naprawdę polega rewolucja proponowana przez Elona Muska, twórcę słynnej Tesli. Otóż elektryczny samochód dla ludu to tylko ułamek konceptu. Musk przede wszystkim chce, żeby auta elektryczne były ładowane energią słoneczną. Wtedy koszt produkcji pojazdu i stacji ładowania zrównoważy koszt eksploatacji samochodu tradycyjnego już po trzech latach.”

Czyż ten artykuł nie otwiera oczu? Czyż nie jest eko-scytujący?! Jest, bo porusza jeszcze kwestie żarówek oraz sprzętu AGD, co jest bardzo stymulujące mentalnie – polecam! Cały tekst możecie zobaczyć tutaj.

Czy jest alternatywa dla elektromobilności?

Nie wiemy. To się okaże w przyszłości. Jednak w świetle tego, o czym była mowa powyżej, dobrym, obiecującym i naprawdę ekologicznym rozwiązaniem jest najnowsza technologia Mazdy – Skyactiv-X. Nie wnikając za bardzo w szczegóły chodzi o to, by silnik spalinowy (mniej zasobo- i energochłonny w produkcji niż baterie) był jeszcze bardziej oszczędniejszy niż obecnie (dlatego, że spala paliwo tak, jak diesel), dzięki czemu jego ślad węglowy będzie niższy niż w aucie elektrycznym. Hit!

Technologie przyszłości Skyactive-X są już w ostatniej fazie testów
Technologie przyszłości Skyactive-X są już w ostatniej fazie testów / Źródło: Autocar

Drugim rozwiązaniem jest spojrzenie z sympatią na Wasze obecne auto. Tak, to trudne, bo auto może być stare i już się Wam znudziło. Poza tym może ma kolor nie ten? Albo porysowany zderzak? Albo po prostu coś jest z nim nie tak? Wiecie, mnie w takich sytuacjach pomaga strona Old Parked Cars. Jest klimatyczna, bardzo slow i nasycona wspomnieniami. Nie ma strony New Parked Cars, bo nowe auta, nawet najbardziej elektryczne, elektryzujące i teslowe, nie mają za sobą przejechanych kilometrów, plam po kawie na tapicerce i historii do opowiedzenia. To się nabywa z wiekiem. I to jest fajne, a przy tym, jak się okazuje, bardzo świadome ekologicznie!

A oto na przykład moje auto. Nie wygra w konkursie Electromobility Poland. Nie jest zelektryfikowane w żadnym stopniu (no, poza tym, że ma akumulator). Nie nazywa się Tesla. Ale wygląda na to, że skoro jest i ja je używam, tylko czasami zaglądając do mechanika, to jestem bardziej eko niż setki tysięcy ludzi, którzy kupili Teslę Model 3.

Zapomnijcie o Electromobility Poland i doceńcie własne autaelektromobilność
Wygrany projekt na elektryczny samochód w konkursie Electromobility Poland (tak jakby 😉 ) / Źródło: zasoby własne

Trzecim pomysłem, który powinien być tak naprawdę pierwszy, to zmiana naszych przyzwyczajeń do jeżdżenia wszędzie autem i przesiadka na rower albo jazda komunikacją miejską. To są prawdziwie ekologiczne wybory!

[aktualizacja 12.09.2017]

Oto zwycięzcy konkursu! Oznacza to, że w przyszłym roku mamy zobaczyć widoczne na obrazkach autka już jako jeżdżące prototypy. Pożyjemy, (ale czy) zobaczymy?

elektromobilność w polsce konkurs zwycięzcy
Zwycięskie projekty w konkursie na polskie auto elektryczne / Źródło: Electromobility Poland

 

Źródła: Electromobility Poland, Autocar, Shades of Green: Electric Cars’ Carbon Emissions Around the Globe