Kalifornia i ekologia kontra Volkswagen (i tryb stand-by)

Kalifornia i ekologia dumnie idą w parze, przez co ten stan jest w awangardzie ekologicznych rozwiązań. I choć to tylko jedno z wielu amerykańskich, można powiedzieć, województw, to jednak ekologiczne ambicje ma iście mocarstwowe.

Zacznijmy może o trybu stand-by. To tryb, gdy nasze urządzenia elektryczne jakby śpią, ale tylko z jednym zamkniętym okiem, bo szybko można je obudzić i zaprzęgnąć do tego, co mają robić. Wygodne, ale też energochłonne, bo choć urządzenie zdaje się nie działać, to jednak czuwa, zużywając nieco energii.

Kalifornia dla dobra ekologii uznała, że tak być nie może

Nowe prawo w Kalifornii narzuca na producentów sprzętu elektronicznego (laptopy, notebooki, PC, małe serwery, inny sprzęt elektroniczny stosowany w biurze i w pracy) ograniczenia w zużyciu energii w stanie stand-by. Na przykład w przypadku laptopów redukcja musi być na poziomie 30% do 2019 roku i 50% w 2021 roku. Po co?

Po to, by ograniczyć emisję CO2 w Kalifornii o 750 tys. ton rocznie. A czemu w Kalifornii? Bo to bardzo ekologiczny i postępowy stan. Poza tym, takie jest zamierzenie, Kalifornia jest bardzo duża (i najbardziej zaludniona w Ameryce), więc producenci chcący sprzedawać sprzęt w tym stanie, przy okazji wprowadzą go w całych USA. To pozwoli zredukować emisję dwutlenku węgla o 14 milionów ton. Fajna informacja? Fajna, napawająca nadzieją i powietrze oczyszczająca informacja. Ale prawdziwy smaczek dopiero nadchodzi.

Kalifornia ekologia
Volkswageny Golfy w Kalifornii / Źródło: Car and Driver

Kalifornia baaaaardzo surowo karze Volkswagena

Wiecie już, że Volkswagen dopuścił się szwindlu z silnikami TDI. Może umknęło Wam, że chodzi o silniki stosunkowo niewielkie, bo takie do pojemności 2 l (ponad 10,5 miliona aut na świecie je ma, około 500 tys. w USA). Należy jednak pamiętać, że oszukane są też silniki 3,0 l V6 TDI wkładane pod maskę Volkswagena Touarega, Audi Q7 i Porsche Cayenne (w USA – 83 tys. aut).

I o ile Volkswagen pokornie zgadza się odkupywać, naprawiać i wymieniać modele z oszukańczymi silnikami w USA (tymi mniejszymi i większymi silnikami), to w Europie… No cóż, jakoś tak akcja oczyszczania Volkswagenów, Skód, Seatów i Audi (one wszystkie to koncern VW, wszystkie ze złymi silnikami) idzie bez większych sukcesów. Nie ma odszkodowań, nie ma kalania się, nie ma pokory ze strony VW za jego podłe występki.

Ok, najwyraźniej Europa nie jest tak ważna (a VW dla Niego Drugiego był kiedyś tak ważny, bo pozwolił spełnić marzenie!). Ale na to nie ma zgody. Już ponad 100 tys. właścicieli VW z Europy pozwało niemiecką firmę, żądając takiego samego traktowania jak klienci amerykańscy. I dobrze! Poza tym w ramach eksperymentu myślowego możemy uznać dla naszej satysfakcji, że Kalifornia nam to wynagrodzi.

Otóż Volkswagen dogadał się z rządem USA, że odkupi 83 tys. modeli z silnikami 3,0 l V6 TDI i je naprawi. Poza tym wyda 225 milionów dolarów na badania nad nowymi technologiami obniżającymi emisję tlenków azotu (to one w nadmiarze wydobywają się z silników TDI). Surowa kara, nie ma co. Tym bardziej że koszty ugody szacowane są na miliard dolarów (poza prawie 15 miliardami dolarów na naprawę mniejszych silników – zestawienie kosztów znajdziecie poniżej). Kalifornia jednak ukarze Volkswagena jeszcze bardziej.

Kalifornia i ekologia w jednym rzędzie stoją

Władze tego stanu wyliczyły, że skoro z tych 83 tys. oszukanych modeli aż 16 tys. sprzedano w Kalifornii, to należy się kolejna kara. I tak włodarze Kalifornii w swojej części porozumienia wymagają, by do końca 2019 roku koncern Volkswagena sprzedawał w Kalifornii przynajmniej trzy samochody elektryczne (w tym jeden model typu SUV). Pierwszy ma zadebiutować w 2019 roku, a drugi musi być SUV-em i musi się pojawić w 2020 roku. Wszystkie trzy muszą być oferowane do 2025 roku. Poza tym Kalifornia wymaga, by te trzy modele (lub ich następcy) trafiły od 2019 do 2025 roku do przynajmniej 35 tys. klientów, z czego roczna sprzedaż nie musi być równa 5 tys. sztuk. Ale to nie koniec!

Volkswagen e-Golf - czy zaspokoi ekologiczny głód władz Kalifornii?
Volkswagen e-Golf – czy zaspokoi ekologiczny głód władz Kalifornii? / Źródło: Volkswagen

Kalifornia wymaga również, by do 1 lipca 2017 roku Volkswagen przekazał 25 milionów dolarów na program wspierający niezamożne rodziny w zakupie auta elektrycznego. Niedługo potem firma musi się zaangażować w dwa wielkie, społeczne i ekologicznie zorientowane programy. Pierwszy dotyczy programu publicznego wynajmu elektrycznych samochodów (coś jak Sharcar), a drugi opiera się na elektrycznym transporcie ciężarowym (może VW pomoże Nikoli?). Oba programy muszą być zaimplementowane w miastach o populacji minimum 500 tys. mieszkańców. Ba, w miastach ze szczególnym naciskiem na, że tak powiemy, trudniejsze i biedniejsze dzielnice.

Co na to Volkswagen?

Jak na razie Volkswagen pokazał tylko jedno, zbyt małe jak na USA auto elektryczne (równie małe z Francji je przyćmiło). Ale ono wyjedzie na drogi w 2020 roku. Elektrycznego SUV-a na razie brak. Nadzieja w e-Golfie, który jest już produkowany i Kalifornia traktuje go jako jeden z tych trzech elektrycznych modeli (nie jest jednak dostępny w najbardziej eko-scytującym kolorze 2017 roku). Co by jednak nie mówić, to sytuacja bez precedensu. Najpierw Volkswagen bezprecedensowo oszukuje, a potem Kalifornia bezprecedensowo zmienia plany produkcyjne Volkswagenowi w stopniu wcześnie niespotykanym. I narzuca mu cele sprzedażowe. I poprawia jakość życia tym, którym nie wszystko się udało. I działa po to, by powietrze było czystsze. Jedno województwo z taką mocą – wow.

Koszty, koszty, koszty…

Koszty Volkswagena w związku z dieselgate na dzień 12 stycznia 2017:

  • 4,3 miliarda dolarów dla Departamentu Sprawiedliwości – ugoda, przyznanie się do winy przez VW za dieselgate
  • 10,3 miliarda dolarów w ramach ugody z sądem San Francisco (odkupienie 475 tys. aut z silnikiem 2,0 TDI)
  • 5,27 miliarda dolarów w ramach tej samej ugody zadośćuczynienie dla właścicieli o wartości od 5 do 10 tys. dolarów
  • 2 miliardy dolarów w ramach ugody z sądem San Francisco dotyczącej modeli z silnikiem 3,0 V6 TDI
    1,6 miliardów dolarów w ramach ugody z rządem kanadyjskim

Łącznie: 24,6 miliarda dolarów.

Tyle kosztuje dieselgate w USA, gdzie dotyczy 555 tys. samochodów. W Europie problem dotyczy ponad 8 milionów modeli, a o takich ugodach nie ma na razie mowy. A Polska? Stowarzyszenie Osób Poszkodowanych przez Spółki Grupy Volkswagen AG złożyło pozew, sprawa w toku, trzymamy kciuki za sukces. Mamy jednak pewną taką zgagę moralną – na świecie szaleje dieselgate i w wielu krajach sprzedaż VW spada (w Niemczech, jego mateczniku, również), a w Polsce w zeszłym roku urosła o 20%. UROSŁA! O DWADZIEŚCIA PROCENT! Czyżbyśmy przez szokujący na skalę europejską smog w naszym kraju nie zauważyli volkswagenowskiego szwindlu?

I co, Volkswagenie, warto było gmerać przy tych silnikach TDI? Na pocieszenie taka myśl dla włodarzy Volkswagena – kto wie, może gdyby z sympatii i szacunku nie nazwali jednego ze swoich modeli na część ekologicznie zafiksowanego stanu, to kto wie, jak surowe byłyby to kary…

Volkswagen California
Volkswagen California / Źródło: Volkswagen

 

Źródła: Car and Driver, The Verge