Rower miejski jest wielce OK!

Wiosna się właśnie rozpoczęła, a to niewątpliwie najlepsza pora, żeby zacząć jeździć na rowerze. Nie chce wam się codziennie rano wyciągać swojego dwukołowca z piwnicy albo garażu? To nie problem, bo z pomocą nadjeżdża rower miejski!

Wszystko zaczęło się w Amsterdamie

Wbrew pozorom, system rowerów miejskich, to wcale nie najnowszy wynalazek. Pierwszy pomysł zrodził się ponad 50 lat temu w, a jakże, Amsterdamie. W 1965 roku grupa anarchistycznych zapaleńców, której przewodniczył Luud Schimmelpennink, uznała, że nadeszła pora, aby skończyć z motoryzacyjną przewagą jaka panowała w mieście powodując korki i zatruwając powietrze. White Bike Plan zakładał, że na ulicach pojawi się 20 tysięcy rowerów dostępnych dla każdego za darmo.

pierwszy rower miejski provo amsterdam
Wspólny rower miejski według pomysłu grupy Provo nie miał łatwego początku (Amsterdam, rok 1965) / Źródło: The Offbeats

Wprawdzie pomalowano na biało jedynie kilka rowerów zanim zostały skonfiskowane przez policję (w tamtych czasach holenderskie rowery musiały mieć właściciela i być wyposażone w zapięcie!), ale można uznać, że to właśnie wtedy narodził się rower miejski według koncepcji bike sharingu.

Co ciekawe, Luud Schimmelpennink próbował później jako miejski radny Amsterdamu uruchomić taki system. Niestety, w latach 70-tych wszyscy byli zafascynowani autami (dlatego w Utrechcie zrobili autostradę zamiast kanału) i skończyło się to fiaskiem. Zamienił więc rowery na małe auta (też białe, po holendersku witkar) i według jego pomysłu przez 10 lat (mówimy o roku 1974!) działał system car sharingu oparty na elektrycznych mikro-autach. To się nazywa mieć wizję!

Rower miejski: przebudzenie

Ta historia ma jednak ciąg dalszy. Wizja Schimmelpenninka zaciekawiła Duńczyków, którzy zaprosili go do współpracy. W efekcie, w połowie lat 90-tych, powstał pierwszy na świecie kaucyjny system wypożyczający rowery miejskie. Cieszył się niestety sporą popularnością wśród złodziei ze względu na anonimowość wypożyczeń i części rowerowe pasujące do innych jednośladów.

Wariant systemu rowerów publicznych jaki znamy z naszych miast pojawił się w 1999 roku, ale tym razem w Amsterdamie. Holender stworzył system oparty na 250 rowerach i kilku stacjach dokujących. Wypożyczeń dokonywało się korzystając z karty chipowej. Niestety, wtedy sukcesu nie odniósł, bo wycofał się bank wydający karty nie widząc w rowerach miejskich dobrego interesu. I co ciekawe, do dnia dzisiejszego w Amsterdamie nie działa żaden system rowerów miejskich (choć miasto bywa nazywane rowerową stolicą).

rower miejski finlandia
Rowery miejskie zawitały też do Helsinek / Źródło: Moventia

Jednak idea Luuda Schimmelpenninka nie zginęła. W 1998 roku pewna agencja reklamowa rodem z Francji uruchomiła niewielki system rowerów miejskich w Rennes. Cztery lata później inna, ale też francuska agencja reklamowa zrobiła to samo w Wiedniu. Zaraz po stolicy Austrii podobny system ruszył we francuskim Lyonie. Ale dopiero w 2007 roku w Paryżu rower miejski odniósł spektakularny sukces, który zainspirował kolejne miasta na całym świecie.

Ponad 1 milion rowerów miejskich

Skoro w 2015 roku liczbę rowerów publicznych działających w różnych miastach szacowano na blisko 1 milion, to na pewno ten milion został już osiągnięty. Najwięcej tego typu rowerów jeździ oczywiście w Chinach (tutaj wielkość ma znaczenie).

rower miejski rozwój the economist
Sukces Vélib’ dał początek ekspansji rowerów miejskich na całym świecie / Źródło: The Economist

Rekordzistą pod względem ilości rowerów miejskich jest Wuhan, stolica chińskiej prowincji Hubei, w której do dyspozycji mieszkańców jest około 700 tysięcy rowerów (sic!). Tak gigantyczna ilość jednośladów jest wynikiem braku regulacji ze strony urzędników, ale aktualnie zostały wprowadzone zakazy w największych chińskich miastach dotyczące wprowadzania nowych rowerów miejskich (chodzi o takie bez stacji dokujących).

rower miejski elektryczny velib
Paryski system Vélib’ ma teraz do dyspozycji również rowery elektryczne / Źródło: Reuters

Z bliższych nam okolic największym europejskim systemem rowerowym może się pochwalić wspomniana wcześniej stolica Francji. Vélib’, czyli (dosłownie) rowerowa wolność, jest dostępna na około 20 tysiącach rowerów, z czego od niedawna 30% jest elektryczna. W sumie, na całym świecie już ponad 1000 miast udostępnia usługę rowerów publicznych mieszkańcom i turystom.

Polska rowerami miejskimi jeździ

W Polsce z kolei z miejskich rowerów można skorzystać już w 31 miastach, zaczynając od Warszawy, przez Wrocław, Kraków, Łódź, Poznań, na Juchnowcu Kościelnym kończąc (to koło Białegostoku jakby ktoś pytał). Większością systemów zarządza firma Nextbike, co jest dość wygodne, bo wystarcza jedna aplikacja, aby korzystać z rowerów w różnych miejscach (poza Warszawą – tutaj trzeba mieć aplikację Veturlio, ale konto Nextbike działa).

poznański rower miejski
Nextbike odpowiada za funkcjonowanie 31 systemów rowerów miejskich w całej Polsce / Źródło: zasoby własne

Rowery są dostępne od 1 marca (z wyjątkami), aż do początków zimy (choć w związku z globalnym ociepleniem może wcale nie będzie przerwy zimowej?). Mając konto w systemie wystarczy podejść do stacji z rowerami, skorzystać z aplikacji, kodu QR albo klawiatury na słupku i już można śmigać po mieście. Pierwsze 20 minut jest za darmo (albo pół godziny, gdy macie ważny bilet miesięczny na komunikację miejską). W niektórych miastach można też skorzystać z rowerów dziecięcych, rowerów wyposażonych w foteliki dla dzieci (np. w Poznaniu), a także cargo lub tandemów (np. w Stalowej Woli).

rower miejski wavelo zima
Krakowskie Wavelo działa przez cały rok / Źródło: Wavelo Facebook

Warto wiedzieć, że Kraków był pierwszym miastem, który zaczął eksperymentować z rowerami publicznymi, a działo się to w 2006 roku. 10 lat później gruntownie przebudowano cały system i obecnie w stolicy Małopolski działa całoroczny system nazwany Wavelo. Zasady są nieco inne, bo tutaj nie ma darmowych minut. Aby skorzystać z roweru trzeba wybrać dla siebie abonament (ceny się różnią w zależności od deklarowanego czasu jazdy), albo zapłacić za każdą minutę jazdy (16 groszy). Za dodatkową opłatą można zostawić rower poza stacją dokującą (płatne 3 zł ekstra), ale można też zarobić złotówkę, jeśli taki „porzucony” rower przyprowadzimy do stacji.

No dobrze, a dlaczego tak w ogóle podoba mi się cała idea roweru miejskiego?

Rower miejski ma więcej plusów niż minusów

Z racji blogowej profesji zacznijmy od kwestii niezwykle istotnej, a więc po pierwsze…

Ekologia

O tym, że rower jest zeroemisyjnym środkiem transportu i jednym z obowiązkowych punktów ekologicznego życia nie musimy nikogo przekonywać. Ale dzięki rowerowej aplikacji wiem, że jeżdżąc codziennie na trasie dom-praca mam na sumieniu ponad 700 gramów CO2 mniej niż gdybym jechał autem (choć akurat mnie do życia bez samochodu nie trzeba przekonywać). Wybierając rower nie przyczyniamy się też do powstawania niskiej emisji i nie jesteśmy współwinni powstawania zabójczego smogu. Na ekologiczną dokładkę większość stacji rowerowych ma własne panele fotowoltaiczne, więc część energii do ich funkcjonowania zapewnia Słońce.

poznański rower miejski stacja panel fotowoltaiczny
Stacje rowerów miejskich mają często słoneczne zasilanie / Źródło: zasoby własne
Zdrowie

Wprawdzie podczas jazdy nawdychamy się trochę spalin (jeśli jeździmy w ruchu miejskim) oraz smogu (jeśli jeździmy w trakcie sezonu grzewczego), ale zalety ruchu powinny nam to wynagrodzić. Lekarze i specjaliści mówią, że jazda na rowerze ma dobroczynny wpływ na system odpornościowy, redukuje poziom złego cholesterolu i spowalnia starzenie (choć nie wiadomo czy w zależności od prędkości jazdy). Jakby tego było mało rowerzyści są o 40% mniej narażeni na śmierć z różnych przyczyn, włączając to raka i choroby układu krążenia. Przy okazji pedałowania mamy też darmową siłownię, więc same zdrowotne korzyści.

Humor

Według mnie poranna jazda rowerem ma pozytywny wpływ na postrzeganie świata (nawet w poniedziałek). W czasie jazdy wydzielają się endorfiny, które zapewnią nam dobre samopoczucie przez jakiś czas (zazwyczaj do czasu odpalenia skrzynki mailowej). A jak jedziemy przez park, to możemy też napatrzeć się na otaczającą nas zieleń (ten kolor ma na nas dobroczynny wpływ) i posłuchać śpiewu ptaków, co wprawi nas w jeszcze lepszy nastrój. Wprawdzie może się zdarzyć, że zdenerwujecie się na jakiegoś krnąbrnego kierowcę, który stanął w poprzek na przejeździe rowerowym, albo na niedokończoną ścieżkę rowerową, ale mimo wszystko rowerowy bilans powinien być na plus.

Niezależność i elastyczność

O tak, te dwie cechu roweru miejskiego zdecydowanie są przydatne. Zwłaszcza w sytuacji, gdy mieliście jechać gdzieś tramwajem albo autobusem, ale zdarzyła się jakaś awaria. Albo gdy nagle zmieniliście swoje plany i chcecie gdzieś jeszcze szybko podjechać. Albo gdy się okaże, że zapomnieliście zabrać z domu biletu miesięcznego i nie chcecie ryzykować mandatu, a do domu jakość trzeba dotrzeć (historia autentyk). W każdej z tych sytuacji (albo jeszcze wielu innych) uratować może rower miejski, który idealnie wpisuje się w ideę zrównoważonego transportu.

Bliskość

Stacje rowerów miejskich są zazwyczaj tak rozmieszczone, żeby jak największa liczba użytkowników mogła z nich wygodnie skorzystać, czyli dość blisko siebie i w ważnych punktach komunikacyjnych. Może się tak zdarzyć, że nie będziecie mieli stacji pod samym domem, ale może w zamian będziecie mieli możliwość zwrócić rower pod samą pracą (ja tak mam). Na obrzeżach miast może być większy kłopot z dostępnością rowerów publicznych, ale zawsze jest szansa, że system będzie rozbudowywany (warto zatem wypowiadać się w ankietach). Tak czy siak, jak będziecie musieli kawałek dojść po rower na własnych nogach, to chyba nic się nie stanie (ruch to zdrowie, nieprawdaż?).

poznański rower miejski kaponiera bałtyk
Rower miejski zaparkowany pod samą pracą – to lubię! 🙂 / Źródło: zasoby własne
Wygoda

Tu ważnych jest kilka kwestii. Przede wszystkim na wygodę składa się fakt, że (w moim przypadku) nie muszę codziennie wyciągać roweru z piwnicy (a potem go chować). Pozycja na rowerze miejskim sprawia, że wygodniej się nim jeździ, niż na górskim odpowiedniku. Standardowo montowany koszyk również może się przydać, a na „bagażniku” można też z sukcesem przewieźć przedszkolaka. Nie musimy się też martwić o napompowane opony czy działające hamulce, bo tym zaprząta sobie głowę operator systemu. A jak coś się popsuje lub zauważymy „kapcia”, to zgłaszamy to przez aplikację albo do centrum pomocy, żeby jak najszybciej naprawili taki rower i żeby inni mogli dalej z niego korzystać.

Minusy

Oczywiście są. Można narzekać, że czasem na stacjach brakuje rowerów. Albo że jest ich za dużo i trzeba użyć zapięcia i aplikacji, żeby zwrócić rower. Zdarza się, że na cztery dostępne rowery cztery są niesprawne (tak miałem – albo nie było powietrza w oponach, albo brakowało pedału). Może też coś skrzypieć i telepać w rowerze, albo w czasie jazdy spadnie łańcuch (historia z wczoraj). Ale parafrazując klasyka, chodzi o to, żeby te minusy nie przesłoniły nam plusów! 🙂

Rowerowej ekspansji ciąg dalszy

I właśnie dlatego systemy rowerów miejskich się rozrastają i zyskują nowych użytkowników. Trójmiasto szykuje się właśnie do uruchomienia takiej usługi. Praktycznie co roku w miastach przybywa nowych stacji, często w ramach tzw. miejskich budżetów obywatelskich. Możecie się też spodziewać, że pojawią się w końcu rowery bezstacyjne (tutaj o nich pisaliśmy), a także rowery elektryczne (w Warszawie już są, choć nie tak odjechane jak te trójkołowce).

Współdzielona mobilność w rowerowym wydaniu zdecydowanie do mnie przemawia. Ekologiczny i praktyczny wymiar podróży po mieście na dwóch kółkach doskonale wpisuje się w globalne tendencje. Dla dobra swoich mieszkańców miasta będą coraz bardziej ograniczały ruch aut spalinowych, więc oprócz komunikacji miejskiej promowane będą właśnie systemy rowerów publicznych.

A Wy korzystacie z rowerów miejskich? Lubicie na nich jeździć? Traktujecie je jako alternatywę dla auta czy raczej jako awaryjne zastępstwo tramwaju? Dajcie znać w komentarzach! 🙂

Źródła: The Offbeats, The Guardian