Na razie to nieco utopijna i niszowa idea, te elektryczne samoloty, ale dobra wiadomość jest taka, że powoli wznoszą się w przestworza. A dlaczego niby miałyby lecieć do Helsinek?
Ekologiczne pomysły Helsinek
Wyszukiwarki lotów mówią, że aby polecieć z Warszawy do Helsinek, można wybrać linie SAS i dolecieć do Helsinek za około 1500 zł z jedną przesiadką. Świetnie, ale po co tam lecieć? Władze Helsinek zobowiązały się ostatnio, że do 2025 roku mieszkańcy tego miasta nie będą musieli mieć samochodu, by szybko, wygodnie i ekologicznie dostać się w każde miejsce fińskiej stolicy.
Plan jest taki, by mieszkańcy mogli dobierać odpowiedni rodzaj transportu do swoich potrzeb i planować go za pomocą smartfonów. Władze chcą stworzyć system obejmujący rowery miejskie, transport publiczny, filmy typu Uber czy zautomatyzowane samochody wzywane tam, gdzie akurat są potrzebne i odwożące nas tam, gdzie chcielibyśmy być. Wszystko po to, by można było przemieszczać się po Helsinkach łatwo, przyjemnie i ekologicznie. A jak to ma się do samolotów, tym bardziej elektrycznych samolotów?
Elektryczne samoloty przylecą z USA?
Jak na razie samoloty korzystają z silników odrzutowych, które spalają paliwo lotnicze, które, no cóż, nie jest najszczęśliwsze z ekologicznego punktu widzenia. I choć latają nam nad głowami duże i ekologiczne samoloty oraz małe i ekologiczne samoloty, ale ich działanie wciąż opiera się na rozwiązaniach z XX wieku. A my chcemy coś z XXI wieku. I w tym momencie, bezszelestnie, nadlatuje elektryczny samolot Siemensa, którego baterie ważą 50 kg i dają z siebie 260 kilowatów, co jest efektywnościowym i elektryzującym rekordem.
Rozwiązania Siemensa dają nadzieję na integrację rozwiązań z tego akrobatycznego samolotu o pretensjonalnej, dziwnej nazwie Extra 330LE w tradycyjnych samolotach, dzięki czemu mogłyby nas do Helsinek zabrać hybrydowe samoloty – plan jest taki, by za 15 lat w niebo wzniósł się hybrydowy samolot ze 100 pasażerami i zasięgiem 1000 km.
Fajnie, ale pomysł Siemensa to taki hybrydowy Hyundai, podczas gdy NASA sięga wyżej i chce być jak elektryzująca Tesla. Amerykańscy inżynierowie chcą zamontować silniki elektryczne w niewielkim samolocie, które napędzałyby 14 niewielkich śmigieł na skrzydłach. Efekt? Elektryczny samolot X-57 Maxwell zdolny przecinać przestworza z prędkością prawie 300 km/h, konsumując przy tym pięciokrotnie mniej energii i nie irytować ludzi na dole hałasem odrzutowych silników.
Inne ekologiczne samoloty?
Wymyślony i dopieszczany przez Szwajcarów Solar Impulse to na przykład jednoosobowy samolot wyposażony w silniki elektryczne, które czerpią moc z ogniw fotowoltaicznych. Projekt słonecznego samolotu jest wciąż rozwijany, można powiedzieć, co oznacza, że Solar Impulse co jakiś czas startuje w różnych częściach świata i ląduje w kolejnych, bijąc przy okazji kolejne rekordy – to jest w ogóle fascynująca historia, więc jak nie macie w zanadrzu ciekawej książki, to możecie sobie poczytać tutaj. Trzymamy kciuki, by za każdym razem leciał coraz dalej. Ale na tym wkład Szwajcarii w ekologiczne projekty się nie kończy.
Clip-Air to, no, jakby to powiedzieć… To trzy pojazdy, które mogą poruszać się na ziemi po drogach i torach, które z kolei można podłączyć do futurystycznego samolotu. Każdy taki pojazd jest wielkości Airbusa A320, może pomieścić 30 ton ładunku lub 450 pasażerów. Mamy zatem crossoverowy środek transportu drogowo-lotniczego. Twórcy sugerują, że takie coś może pojawić się w przestworzach/na drogach/na torach za 50 lat, więc zajmiemy się tym później.
Źródła: Motor1, Skyscanner, Siemens, NASA, Solar Impulse