Lubimy się dzielić, więc dzielmy się mobilnością!

Jak co roku, w dniach 16-22 września, organizowany jest Tydzień Zrównoważonego Transportu. Tym razem motywem przewodnim jest mobilność czysta, inteligentna i współdzielona. A więc dzielmy się mobilnością!

Fajnie, ale…

Czymże jest ta dzielona mobilność?

Otóż jest to pochodna tzw. “gospodarki dzielenia się” (z ang. sharing economy). Jej idea polega na korzystaniu z towarów lub usług dostarczanych przez innych. Oznacza to, że nie musimy sami posiadać pewnych rzeczy, żeby z nich korzystać, tylko możemy je współdzielić z innymi osobami. Po co to wszystko?

Dzielenie się z innymi, zamiast kupowania wszystkiego na własność, znacząco wpływa na ograniczenie konsumpcji. A nadmierna konsumpcja jest przecież szkodliwa dla środowiska. Stąd właśnie pomysł na jej ograniczenie w transporcie poprzez wdrożenie filozofii dzielonej mobilności.

mobilność tramwaje kraków
Tramwaje w mieści to podstawa mobilności / Źródło: zasoby własne

Dzielona mobilność daje dużo możliwości

Pierwszym i najbardziej rozpowszechnionym przykładem dzielonej mobilności jest oczywiście tradycyjny system komunikacji miejskiej opartej na tramwajach, autobusach, trolejbusach czy kolei aglomeracyjnej. Żeby sprawnie przemieszczać się w obrębie miasta, wystarczy iść na przystanek i razem z innymi skorzystać z komunikacji zbiorowej, by dojechać do celu. Ja tak robię codziennie i raczej nie zamieniłbym tego sposobu poruszania się po mieście na inny. Zobaczmy jednak, co jeszcze oferuje nam współdzielona mobilność.

Innym jej wariantem jest tzw. carpooling. Na czym to polega? Ano na zorganizowaniu  transportu własnym samochodem nie tylko dla siebie, ale również dla innych osób zmierzających w tym samym kierunku. Może się tak zdarzyć, że Wasi sąsiedzi pracują niedaleko Waszego biura, albo gdzieś po drodze. Zamiast jechać oddzielnie, każdy swoim autem, wystarczy się dogadać i jechać razem (przy okazji obgadując bieżące tematy polityczno-społeczno-kulturalne).

mobilność car-sharing plakat usa
Dawno temu w Ameryce współdzieloną mobilność reklamowano w ciekawy sposób 😉 / Źródło: strongtowns.org

Możecie dzięki temu ograniczyć nieco koszty dojazdu oraz zmniejszyć emisje zanieczyszczeń na osobę. Nie będziecie mieć też na sumieniu generowania korków (jedno auto zamiast dwóch, trzech czy czterech), a przy okazji spędzicie trochę czasu z innymi. Żeby nie było, że jeździcie tylko jednym samochodem i nabijacie mu przebieg, trzeba oczywiście wprowadzić system zmianowy takich podwózek.

Autobusem do pracy i na lotnisko

Niektóre firmy (najczęściej produkcyjne bądź logistyczne) organizują specjalne autobusy pracownicze. W określonych godzinach i miejscach zabierają one pracowników z poszczególnych części miasta i dowożą do miejsca pracy. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie, bo mamy pewność, że dojedziemy do pracy na właściwą godzinę. A nawet jak utkniecie w jakimś korku, to nie będzie to przecież Wasza wina, ha! 😉

mobilność shuttle bus bvg berlin
Autobus kursujący pomiędzy lotniskiem a centrum miasta ułatwia mobilność / Źródło: BVG; Foto: Waldemar Boegel

W przypadku dojazdów na lotnisko i z powrotem, świetnie sprawdza się shuttle bus (po polsku tłumaczony jako autobus wahadłowy). To taki mikrobus lub normalny autobus (w Warszawie czy w Amsterdamie można skorzystać z pociągu), który zazwyczaj z centrum miasta dowozi pasażerów bezpośrednio pod halę lotniska. Jest to tanie i bardziej ekologiczne rozwiązanie niż jazda taksówką (czasem też szybsze, jeśli są buspasy, o torach nie wspominając). Może i nie dowiezie Was taki autobus pod same drzwi hotelu albo domu, ale żeby dotrzeć do celu, można przecież skorzystać z innych opcji (w tym z własnych nóg). A więc czytajcie dalej…

Dzielmy się rowerami, skuterami i autami!

Dochodzimy do momentu, w którym praktycznie w każdym większym mieście (w Polsce i Europie to standard, w USA trochę z tym gorzej) mamy do dyspozycji rowery miejskie. To naprawdę świetne rozwiązanie! Sprawdza się doskonale zarówno w miejscu naszego zamieszkania, jak i podczas wizyt w innym mieście.

miasta dla rowerów 3
Systemy rowerów publicznych stają się powoli standardem w miastach / Źródło: zasoby własne

Zamiast czekać na autobus lub tramwaj, którym przejedziemy kilka przystanków, wsiadamy na rower i już! Na dodatek nie zapłacimy za taką krótką przejażdżkę ani grosza (20-30 min jest zazwyczaj darmowe), ale za to rozruszamy nieco nasze mięśnie (darmowa i ekologiczna siłownia w jednym) i zobaczymy więcej niż przez szybę autobusu (nie dotyczy autobusów w Wąchocku, które jak wiadomo są zrobione ze szkła, żeby każdy mógł siedzieć przy oknie).

Żeby skorzystać z systemu rowerów miejskich, trzeba założyć konto użytkownika. Plus jest taki (przynajmniej w Polsce, gdzie większością systemów zarządza firma Nextbike), że na to samo konto możemy wtedy wypożyczać rowery również w innych miastach. Co ciekawe, niektóre systemy rowerów publicznych dają możliwość wypożyczenia rowerów cargo (Tychy, Łodź), a także rowerów dziecięcych i takich wyposażonych w foteliki dla dzieci (Poznań). A będąc w Warszawie, koniecznie trzeba sprawdzić elektryczne rowery miejskie, bo od niedawna warszawiacy i turyści mają do dyspozycji 100 takich jednośladów.

A może przejażdżka elektrycznym skuterem?

Ostatnio na popularności zyskują systemy wypożyczania skuterów. W zeszłym roku pisaliśmy o tym, że w Berlinie uruchomiono system oparty na elektrycznych skuterach, a tymczasem od niedawna w Poznaniu, Warszawie i Trójmieście działa podobny system. Nazywa się Blinkee i za pomocą aplikacji możemy wypożyczyć skuter, który będzie na nas czekał gdzieś w mieście (to znaczy niedaleko nas). Za minutę jazdy płaci się 69 groszy, a gdybyśmy chcieli jeździć więcej niż 100 minut lub cały dzień, to maksymalnie zapłacimy 69 zł.

mobilność skutery elektryczne blinkee
Wypożyczalnia elektrycznych skuterów to ciekawa opcja / Źródło: Blinkee

Skuter możemy zostawić w dogodnym dla nas miejscu (byle zgodnie z przepisami), a w razie rozładowania baterii z odsieczą przybędzie serwis. W standardzie są 2 kaski (z czepkami higienicznymi), więc można bez problemu odbyć wspólną i szybką przejażdżkę po mieście. Wprawdzie póki co do dyspozycji jest niezbyt dużo skuterów, ale w planach, wraz ze wzrostem zainteresowania, ma ich przybywać. Na pewno jest to ciekawa opcja, ale nie ostatnia, bo na przykład w Sztokholmie zamiast skuterów można wypożyczyć elektryczne tuk-tuki.

Auto na minuty

Jednak jak ktoś taki jak Filip woli jeździć po mieście autem, to niekoniecznie musi od razu stawać się posiadaczem czterech kółek. Wystarczy skorzystać z coraz bardziej popularnego car-sharingu. Na Zachodzie i w USA jest to dość powszechne rozwiązanie (działa w ponad 600 miastach), ale również w Polsce coraz więcej firm widzi w dzielonej mobilności dobry biznes. Dzięki temu w kilku polskich miastach (Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań) można już korzystać z systemów wypożyczania aut na minuty. Póki co do wyboru mamy Traficar, Panek, GoGet i 4Mobility, ale pewnie pojawią się kolejni.

Najczęściej do dyspozycji klientów jest flota aut miejskich z tradycyjnymi silnikami. Niektórzy jednak idą dalej i oferują auta hybrydowe, a nawet elektryczne (np. wrocławska Vozilla). Minuta jazdy, w zależności od operatora, kosztuje 40-80 groszy i mniej więcej tyle samo trzeba dodać za każdy przejechany kilometr. Są też oczywiście pakiety abonamentowe dla tych, którzy na dłużej chcą korzystać z car-sharingu. Wszystko oczywiście załatwiamy przez smartfonową aplikację.

mobilność car sharing traficar
Car-sharing powoli wkracza na polski rynek / Źródło: Traficar

Ubolewamy, że nadal nie wystartował tak szumnie zapowiadany elektryczny Sharcar, ale zakładamy, że to tylko kwestia czasu. Zresztą analitycy rynku przewidują, że usługa car-sharingu w Polsce rozwinie się na dobre za jakieś 3-4 lata. Nawet nasza obecna władza zaczyna myśleć o wsparciu tego typu pomysłów. Oczywiście najlepiej w oparciu o elektromobilność w postaci pierwszego polskiego auta elektrycznego (i nie mówimy tu o Meleksie).

Podzielmy się taksówką!

Kolejnym sposobem na dzielenie się mobilnością jest dzielenie się taksówką (dosłownie). W dawnych czasach, których nie pamiętamy, podobno dzielenie się taksówkami było normą, ale wcale nie z powodów finansowych czy ekologicznych. Wśród studentów jest to stosowane po dziś dzień. Ale kilka dni temu w Warszawie ruszyła usługa myTaxi Match, która pozwala na zorganizowanie wspólnego przejazdu z inną (nieznaną) osobą zmierzającą w tym samym kierunku. Podobno można dzięki temu zaoszczędzić nawet 50% kosztów w porównaniu do tradycyjnego przejazdu taksówką. Ale bardzo możliwe, że w przyszłości współdzielona mobilność będzie polegała jeszcze na czymś innym…

Podziel się swoim własnym samochodem

Pomysł jest banalnie prosty i póki co został wdrożony w Holandii, ale plany są dalekosiężne (Wielka Brytania, Niemcy, Dania, Szwecja). Pomysłodawca SnappCara – Victor van Tol – pochodzi z Utrechtu (który jest bardzo rowerowym miastem) i jak na Holendra przystało, ma bardzo praktyczne podejście do życia. Skoro w Europie 250 milionów samochodów jest używanych jedynie przez godzinę dziennie, to czemu nie wykorzystać ich czasu wolnego w zgodzie z ideą zrównoważonego transportu?

mobilność snappcar
Czy przyszłość będzie należeć do SnappCara? / Źródło: Snappcar

Wystarczy zgodzić się na pożyczanie innym swojego auta. My nieco zaoszczędzimy (albo zarobimy), a druga osoba pojedzie naszym samochodem (50% taniej niż autem z wypożyczalni), załatwi co trzeba i nam je zwróci. Trochę szokuje Was ta wizja? No cóż, faktycznie, kulturowo chyba jeszcze nie jesteśmy na to gotowi, bo nadal panuje u nas kult własności, a zwłaszcza kult auta. Ale sami przyznajcie, że koncepcja jest jak najbardziej słuszna (i bardzo zbliżona do udostępniania obcym ludziom mieszkań poprzez platformę AirBnB).

To trochę taki car-sharing, tylko że zamiast kupowania floty nowych aut (produkcja czegokolwiek nowego nie jest eko) można skorzystać z używanych (i to różnego rodzaju – od miejskich, przez oldtimery, kabriolety aż do sportowych). Wszystko jest oczywiście ubezpieczone i objęte całodobową pomocą drogową. Gdyby udało się zachęcić do tego pomysłu więcej ludzi, to jak twierdzi widoczny na powyższym zdjęciu Victor van Tol, do 2022 roku można by zmniejszyć liczbę jeżdżących aut w Europie o 5 milionów. Pewnie taka wizja niezbyt podoba się koncernom motoryzacyjnym, ale nas bardzo przekonuje i trzymamy kciuki za SnappCar.

Przyszłość będzie należeć do dzielonej mobilności

Władze wielu miast w trosce o swoich mieszkańców (spaliny, smog, hałas, korki) wprowadzają ograniczenia dla samochodów. I ten trend będzie się stawał coraz bardziej popularny. Kierowcom się to oczywiście nie podoba, ale przecież miasta nie powstały dla samochodów, tylko dla ludzi. Chcąc się przemieszczać, można przecież dowolnie korzystać z całego transportowego wachlarza, jaki jest dostępny w danej okolicy. Elastyczność w wyborze środka komunikacji to podstawa mobilności. A dzielona mobilność tylko tę elastyczność zwiększa.

A Wy jak się zapatrujecie na takie rozwiązania? Lubicie i korzystacie z nich, czy wolicie jeździć (albo stać w korku) swoim autem w samotności? 

 

Źródła: Etzt.pl, Moto.pl, The Guardian