Postanowiliśmy zebrać wiedzę o autach elektrycznych, by lepiej się przygotować do elektryzującej rewolucji na naszych drogach.
O, widzę, że ktoś na sali podnosi rękę i pyta, o jaką niby elektryzującą rewolucję chodzi? A zatem:
- z jednej strony najpopularniejszy samochód elektryczny świata (Nissan Leaf, prawie 300 tys. sprzedanych sztuk) doczekał się już drugiej generacji, więc elektryfikacja pojazdów to raczej nie pojedynczy wybryk, ale silny trend (poza tym nie ma tygodnia, by jakaś firma motoryzacyjna nie ogłosiła, że lada moment pokaże nowe auta na prąd, zelektryfukuje obecne lub że kończy ze sprzedażą diesli)
- z drugiej strony elektryczna Tesla Roadster została wystrzelona w kosmos i zmierza ku Marsowi (pod tym adresem możecie śledzić, gdzie się znajduje); ba, pierwsze auto, jakie na ziemi przekroczyło barierę 100 km/h, było elektryczne (1899 rok), a po powierzchni Księżyca jeździły już trzy marsjańskie łaziki wyglądające jak auta, a zatem auta elektryczne to szybka, kosmiczna technologia! 😉
- z trzeciej strony na światowego giganta elektrycznej motoryzacji wyrastają Chiny, a skoro prawie wszystkie firmy motoryzacyjne świata chcą tam być (nie ma się co dziwić, roczna sprzedaż oscyluje za Wielkim Murem wokół 30 milionów sztuk i jest największa na świecie), to zaspokajając elektryczne pragnienie Chińczyków, na dodatek inspirowane przez władzę (więc nie ma przebacz!), siłą rzeczy zaczną sprzedawać auta na prąd i w Europie, bo tak będzie taniej ze względu na masową, ujednoliconą produkcję, na czym zyskamy i my
- z czwartej strony w Polsce przyjęto elektromobilizującą ustawę
- z piątej strony Arkady Fiedler wybiera się w podróż po Afryce autem elektrycznym
- z szóstej strony sprzedaż aut na prąd rośnie w dwucyfrowym tempie (w Europie w zeszłym roku zarejestrowano 135,4 tys. nowych aut na prąd, czyli niemal 50 proc. więcej niż w 2016 r.)
- z siódmej strony od 2025 r. biurowce i centra handlowe w Polsce będą musiały być wyposażone w ładowarki do samochodów elektrycznych, a w budynkach mieszkalnych deweloperzy będą musieli zapewnić infrastrukturę do ich instalacji
- z ósmej strony chichot pierwszego prawdziwie nowoczesnego auta elektrycznego może być obezwładniający i ostatecznie pogrzebać diesle, nie tylko w Kalifornii
- z dziewiątej strony, nawet skąpany w oparach dieslowskich wyziewów Volkswagen buduje w USA sieć ładowarek tak dużych jak sieć superchargerów Tesli, podczas gdy w Polsce o sieć ładowarek zatroszczy się między innymi Orlen
- z dziesiątej strony chyba najwyższy czas przejść do meritum!
Co to jest auto elektryczne?
Auto elektryczne to taki twór, który wprawiany jest w ruch przez silnik elektryczny, który czerpie energię z baterii (a same baterie to eko-scytujący byt technologiczny, ach!).
Baterie trzeba ładować, co płynnie pozwala zadać drugie pytanie:
Gdzie można ładować auto elektryczne?
Auto elektryczne można ładować w ładowarkach (z gniazdka w garażu, na parkingu, w centrum handlowym lub dzięki innym autom, ale to pojedynczy przypadek). Ładowarki dzielą się na:
- wolne (3 kW, czas ładowania 6-12 godzin dla Nissana Leafa lub Renault Zoe, pojemność baterii 40kW)
- szybkie (7 kW, 3-6 godzin)
- bardzo szybkie (43kW na prąd zmienny, 50kW na prąd stały, 80% baterii w 30 minut)
- superszybkie (Superchargery Tesli, 120kW, 80% w 30 minut – baterie w Teslach są średnio dwa razy większe niż w typowych e-autach, dlatego mimo większej mocy czas w superszybkich i bardzo szybkich to około 30 minut).
Aha – do wyjątkowych aut prąd można też tankować jak zwykłe paliwo.
Ile kosztuje ładowanie?
Koszt 1 kWh w Polsce to około 57 groszy. Przykładowo – bateria w naszym ulubieńcu Renault Zoe ma 40 kWh, a naładowanie jej tak, by przejechać 320 km, to koszt około 23 zł. Pokonanie takiego dystansu w bardzo oszczędnym aucie porównywalnej wielkości, spalającym 5,5 l ropy 100 km, to wydatek około 100 zł. A zatem 78 zł jesteście do przodu! Poza tym baterie z aut elektrycznych można wykorzystać w domu i dzięki nim zrobić pranie lub gromadzić w nich energię wyprodukowaną przez dach. Silnik spalinowy jest właściwie bezużyteczny poza samochodem.
Czy można ufać zasięgowi auta elektrycznemu?
Sytuacja jest podobna jak z autami wyposażonymi w silniki spalinowe. Chyba nikt nie bierze na poważnie danych fabrycznych dotyczący ich spalania, bo to po prostu dzika fantazja osiągnięta w laboratorium. Tak samo jest z autami elektrycznymi. Choć takie Renault Zoe ma deklarowany zasięg 400 km, to jednak realnie 300-330 km jest osiągalne. Warto również wiedzieć, że Renault jako jedyne na razie podaje również zasięg swoich elektrycznych aut zimą (w przypadku Zoe spada do 200 km). Ale uwaga – podobnie jest z autami na bezołowiową czy ropę, czyli im zimniej, tym mają większy apetyt.
Czy ładowanie zmniejsza pojemność baterii?
Jak na razie większość aut elektrycznych ładowana jest w domach lub w miejscach pracy ich właścicieli, więc korzystają z ładowarek o niewielkiej mocy i spadek pojemności baterii jest właściwie niezauważalny. Pamiętajcie jednak, że 10-letnie auto z silnikiem spalinowym jest słabsze i bardziej paliwożerne niż ten sam egzemplarz właśnie wyjeżdżający z fabryki, zatem zjawisko jest podobne. Szybkie ładowanie jest bardziej obciążające dla baterii, ale to dlatego po osiągnięciu 80% pojemności proces ładowania zwalnia, by oszczędzać baterie. Tesla i BMW nie zanotowały znaczącego spadku pojemności po wielu ładowaniach.
Czy baterie są trwałe?
Rzućmy okiem na Nissana Leafa. Pierwsza generacja jest na rynku od 2010 roku. Na drogi wyjechało już prawie 300 tys. egzemplarzy i do 2014 roku baterie z powodu wady fabrycznej wymieniono w 0,01% wszystkich wyprodukowanych egzemplarzy (czyli w 1 sztuce Leafa na każde 10 tys. sprzedanych). Koszt wymiany baterii jest porównywalny z kosztem wymiany silnika benzynowego.
Dla porównania – ilość aut, w których Volkswagen musiał pogmerać w silnikach, by nas nie truły, przekroczyła już 10 milionów sztuk i wciąż rośnie. Wiele Leafów jeździ również jako taksówki i przebiegi rzędu 350 tys. km nie są czymś nadzwyczajnym. Przy tak dużych przebiegach baterie tracą 1/12 pojemności (pojemność baterii na wyświetlaczu wskazuje 12 kresek, najczęściej po latach jedna przestaje się świecić, co świadczy o spadku pojemności). Przyznajcie – nie ma się czego bać, prawda?
Czy muszę kupować specjalne kable?
Nie, każde auto elektryczne wyposażone jest w odpowiednie kable do ładowania.
Czy auta elektryczne są drogie?
Tak, na razie są drogie, bo jest ich mało. Stanowią około 1% wszystkich sprzedawanych na świecie aut w ciągu roku. Ale jak to bywa, im więcej będziemy ich kupować, tym będą tańsze! Pod tym linkiem znajdziecie pełną ofertę aut elektrycznych oraz hybrydowych i hybrydowych plug-in w Polsce. Nie wiecie, czym się różnią? Hyundai Ioniq wszystko wyjaśni. A Honda dorzuci swoje pięć ekologicznych groszy.
Czy auta elektryczne naprawdę są ekologiczne?
Rzućmy okiem na to, co pisze The Guardian. Aby autem z silnikiem spalinowym pokonać 100 km, potrzeba 26 MJ (megadżuli) do wydobycia z ziemi paliwa i przetransportowania go do baku tego auta, a potem jeszcze 142 MJ, by auto te 100 km przejechało. To razem daje 170 MJ. W przypadku auta elektrycznego energetyczny koszt wyprodukowania prądu do jego napędzania w elektrowni spalającej paliwa kopalne to 74 MJ, ale koszt energetyczny ponoszony przez to elektryczne auto do jazdy to już tylko 38 MJ. Razem – 112 MJ, czyli jesteście o 58 MJ bardziej efektywni energetycznie na każde 100 km!
Owszem, zgadza się – auto spalinowe i auto na prąd de facto spalają paliwa kopalne, ale auto elektryczne spala go mniej, a poza tym elektrownia za miastem produkująca energię masowo jest mniej szkodliwa dla naszego zdrowia niż setki tysięcy kopcących nam pod nosem i przyczyniających się do smogu samochodów, prawda?
W jakim kraju prąd do aut elektrycznych jest najczystszy?
W Norwegii, która, co za ironia, swoje bogactwo zawdzięcza sprzedaży światu ropy naftowej, ale sama właściwie całą swoją energię bierze z hydroelektrowni. Norwegia jest też największym w Europie rynkiem dla aut elektrycznych (33 tys. sprzedanych e-aut w zeszłym roku).
Całkiem nieźle jest też w Kanadzie, Brazylii i Nowej Zelandii (bardzo dużo prądu z wody), ale np. w Niemczech, Chinach czy Stanach Zjednoczonych nadal większość prądu to przerobione paliwa kopalne. Niestety Polska też produkuje niewiele prądu z OZE, ale mimo to…
Auta elektryczne są bardziej ekologiczne niż diesle
Tak przynajmniej wynika z badań „Transport & Environment”. Specjaliści z tej organizacji wyliczyli, że nawet w tak bardzo opartych na węglu gospodarkach Polski i Niemiec, ekologiczny koszt wytworzenia baterii, wyprodukowania auta elektrycznego i wprawienia go w ruch przez całe jego życie jest o 25% mniejszy niż w przypadku auta z silnikiem wysokoprężnym. Ba, w przypadku Szwecji ekologiczne zyski sięgają 85%!
Co więc można zrobić, by auto elektryczne było jeszcze przyjaźniejsze środowisku? Rozwijać OZE i zmniejszać zależność od węgla (zarówno w czasie produkcji auta, jak i w czasie jego ładowania), dopieszczać konstrukcję aut na prąd tak, by były lżejsze (wtedy będą zużywać jeszcze mniej energii), unowocześniać baterie (większa efektywność, mniejsza masa i mniejsze zużycie metali ziem rzadkich) i recyklingować baterie (na co już wpadło Renault). I będzie dobrze! 🙂
Jak tak pisałem ten tekst, to wymarzyłem sobie, że mógłbym mieć takie auto. Przejechalibyście się ze mną? 🙂