15 grudnia w Katowicach zakończyła się konferencja klimatyczna COP24. Oficjalnie ogłoszono sukces, bowiem udało się doprowadzić do przyjęcia przez 197 delegacji państwowych tzw. Katowice Rulebook. Ale czy naprawdę jest co świętować?
Organizacje ekologiczne nazwały katowicki szczyt klimatyczny mianem farsy (np. Greenpeace tak twierdzi). Wszystko przez wygłaszane przez polskich polityków peany na cześć polskiego złota, czyli czarnego węgla. I przez polskie stoisko w konferencyjnym pawilonie, w którym dało się odczuć, że Polska = węgiel. Słabiutko to wyglądało na oczach całego świata. Gdy uczestniczyłem 10 lat temu na COP14 w Poznaniu takiej szopki nie było. No ale wtedy ministrem środowiska i przewodniczącym szczytu był Maciej Nowicki.
Przewodniczący katowickiej konferencji Michał Kurtyka dwoił się i troił, żeby wypracować ostateczny kompromis, a do tego robił dobrą minę do złej gry ministrów Tchórzewskiego i Kowalczyka oraz premiera Morawieckiego i prezydenta Dudy. Ich opowieści przejdą do annałów klimatycznej historii w kategorii „największe herezje”. Mimo to, w oficjalnych komunikatach prasowych, które dostawałem dzień w dzień, COP24 jawił się w samych sukcesach. Tymczasem na dobrą sprawę trzeźwa ocena pozwala podsumować szczyt jedynie jako…
Mały krok naprzód
Jako sukces można oczywiście uznać zakończenie negocjacji 197 przedstawicieli stron Konwencji Klimatycznej i jednogłośne przyjęcie tzw. Katowice Rulebook. Dogadanie się tylu ludzi to nie jest prosta sprawa. A co to za dzieło? Przyjęty ponad 200-stronicowy dokument to ogólnie zbiór zasad, którymi mają się kierować państwa, aby realizować cele ustanowione w Porozumieniu klimatycznym z Paryża (czyli wzrost globalnej temperatury nie więcej niż 1,5°C).
Nie wchodząc aż tak bardzo w szczegóły, to uzgodniono m.in. takie rzeczy jak:
- sposób raportowania i informowania na temat realizacji krajowych celów klimatycznych (tzw. Nationally Determined Contributions) z uwzględnieniem działań w zakresie ograniczania i adaptacji do zmian klimatycznych;
- proces ustanawiania nowych celów finansowych od 2025 roku w odniesieniu do obecnego celu 100 miliardów dolarów rocznie, które mają być przeznaczane dla krajów rozwijających się;
- sposób oceny postępu w rozwoju i transferze technologii.
Delegacjom nie udało się natomiast dogadać w kwestii artykułu 6 Porozumienia klimatycznego, które dotyczy tzw. mechanizmów rynkowych. Z założenia mają one pozwalać na częściową realizację krajowych celów redukcyjnych za pomocą globalnego handlu emisjami (to naprawdę dość skomplikowane – wiem co mówię, pisałem z tego magisterkę).
Generalnie „Pakiet katowicki” ma zachęcać do większych ambicji w ograniczaniu emisji. Konkretów tam jednak dość mało i chyba nikt nie wierzy, że podziała na państwa motywująco. Nawet poprzednia szefowa UNFCCC, Christina Figueres, przyznała na zakończenie szczytu, że „nikt do końca nie jest zadowolony z efektu końcowego ustaleń, choć jest to ważny krok”.
Co się udało przy okazji COP24?
Poza przyjęciem najważniejszego dokumentu szczytu pojawiły się jednak pewne pozytywne przesłanki, że świat (a przynajmniej jakaś jego część) chce przejść na zieloną stronę mocy. Dla przykładu:
- banki takie jak ING, BBVA, Société Générale, Standard Chartered i BNP Paribas ogłosiły, że zrewidują swoje portfolio kredytowe i będą badać (słowo kluczowe?) sposoby przekierowania finansowania na przedsięwzięcia zgodne z celami Porozumienia klimatycznego;
- 23 polskie miasta dołączyły do inicjatywy NAZCA (Non-State Actor Zone for Climate Action), która jest swego rodzaju platformą proklimatycznych działań realizowanych na całym świecie przez ponad 9 tysięcy miast i prawie 2,5 tysiąca firm;
- 17 miast z Polski podpisało deklarację „Solidarność dla Klimatu”. Podjęły się w niej zobowiązania do konkretnych wspólnych działań na rzecz ochrony klimatu, zrównoważonego rozwoju i poprawy jakości życia mieszkańców (nawet w TVN24 na ten temat się wypowiadałem);
- z inicjatywy ONZ utworzony został Fashion Industry Charter for Climate Action, który zrzesza 43 globalne marki i organizacje związane z branżą modową w celu redukcji emisji gazów cieplarnianych o 30% do 2030 roku. Wśród sygnatariuszy tego porozumienia są takie firmy jak np. Adidas, Esprit, Guess, H&M Group, Inditex, Levi Strauss & Co. (niestety polskich marek brak na liście);
- w ochronę klimatu zaangażowały się także sportowe instytucje w ramach Sports for Climate Action Framework. Ich celem jest osiągnięcie neutralności klimatycznej do połowy stulecia i dawanie innym przykładu w działaniach na rzecz klimatu. Wśród 17 sygnatariuszy porozumienia są m.in. FIFA, UEFA, MKOl, Formuła E i Forest Green Rovers Football Club (najbardziej ekologiczny klub piłkarski na świecie);
- Niemcy, Norwegia i kilka innych krajów zadeklarowały podwojenie rocznych wpłat na Green Climate Fund. Dodatkowo Bank Światowy zadeklarował przeznaczyć 200 miliardów dolarów na fundusz klimatyczny w latach 2021-2025.
Potrzeba większych ambicji
Na pewno cieszą wszelkie przedsięwzięcia skupiające się na ograniczaniu emisji CO2 i neutralności klimatycznej przez różne instytucje czy miasta. Lecz aby na poważnie podejść do tematu przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym liderzy najbogatszych państw muszą zmienić swoje priorytety. Konieczne jest takie polityczne przywództwo, które pozwoli na wypełnienie celów paryskiego porozumienia klimatycznego.
To jednak wymagać będzie zdecydowanie większych ambicji. Tak mówił na COP24 sam przewodniczący ONZ António Guterres. I taka jest prawda, bowiem w Katowicach państwa nie ustaliły zwiększonych celów klimatycznych, a obecnie praktycznie żaden kraj (no może poza Maroko) nie jest na dobrej drodze do zero-emisyjnej przyszłości.
W związku z tym kluczowy pod względem klimatycznych negocjacji będzie rok 2019. Zaplanowano na niego szczyt ONZ ds. celów zrównoważonego rozwoju, podczas którego państwa powinny przedstawić swoje cele zrewidowane względem najnowszych ustaleń z raportu IPCC. A pod koniec nadchodzącego roku odbędzie się kolejna, 25. konferencja klimatyczna w Chile (współorganizowana z Kostaryką). Wtedy to państwa będą starały się dogadać w kwestiach, w których nie udało się znaleźć porozumienia w Katowicach (jak np. w zakresie międzynarodowego handlu emisjami).
Największy sukces COP24? Ludzie!
Jak dla mnie to w ludziach, przede wszystkim młodych, należy dostrzegać sukces szczytu klimatycznego. W ludziach, którzy demonstrowali swoje zdanie na temat konieczności zaprzestania spalania paliw kopalnych i potrzeby podjęcia pilnych działań na rzecz ochrony klimatu. Było ich widać w mediach społecznościowych, na zdjęciach i pewnie w telewizji też. Dzięki temu (a także polskiej węglowej prezydencji) przynajmniej przez dwa ostatnie tygodnie cały świat odmieniał słowo „klimat” przez wszystkie przypadki.
A największą robotę na rzecz zwrócenia uwagi na problematykę globalnego ocieplenia moim zdaniem zrobiła 15-letnia Szwedka – Greta Thunberg. Jak sama przyznaje, nie umie kłamać i nie lubi gier towarzyskich (takie są m.in. objawy zespołu Aspergera, na który cierpi). Ale tak sobie myślę, że z tym drugim to chyba nieprawda. Dlaczego? Bo patrząc na jej wystąpienia podczas katowickiego szczytu klimatycznego, to najwyraźniej lubi sobie pogrywać i to w dodatku z całym światem.
Nie traćmy nadziei!
Pisałem przez rozpoczęciem katowickiej konferencji, że COP24 zadecyduje o naszej przyszłości. Mam nadzieję, że za kilkanaście lat nie okaże się, że faktycznie tak było. Że był to ostatni moment, aby podjąć radykalne kroki w celu ochrony klimatu i wszystkich ludzi. A my zaprzepaściliśmy tę szansę… Choć prawda jest też taka, że w ciągu 12 czy 14 dni nie da się uratować świata. Ale w ciągu 12 lat jest to już dużo bardziej prawdopodobne. Mamy całą masę rozwiązań dla poprawy klimatu. I na tym powinniśmy się wszyscy skupić!