Rok 2018 już się rozpoczął, więc zabawimy się w analityków trendów. Wszystko po to, by pokazać, jakie pro-środowiskowe technologie i pomysły mają szansę zaistnieć w nadchodzących miesiącach. Zapraszamy zatem na nasze subiektywne ekologiczne prognozy.
Blockchain energetyczną rewolucją?
Słyszeliście już o czymś takim jak blockchain? Ta dziwna nazwa kojarzy się raczej z bitcoinem, a nie czymś ekologicznym, prawda? Pozory mylą, bo energetyczny blockchain może mocno namieszać w świecie Big Energy. Jest on bowiem kompletnym przeciwieństwem scentralizowanego sposobu generowania energii i jej rozliczania, z którym mamy obecnie do czynienia.
Technologia blockchain jest związana z energetyką konsumencką opartą na odnawialnych źródłach (przede wszystkim instalacjach fotowoltaicznych). Tworzy swoistą energetyczną mikrosieć, w której lokalni producenci energii sprzedają ją swoim sąsiadom i natychmiast otrzymują za to wynagrodzenie. Jej zalety to niższe koszty operacyjne (brak długich sieci przesyłowych i całej energetyki), elastyczność i szybsze działanie.
Taka blockchainowa sieć została uruchomiona niedawno w Brooklinie, a eksperci przewidują, że za chwilę będą powstawać kolejne takie projekty. Wielkie koncerny energetyczne czują, że coś się święci, bo same zaczynają rozpoznawać tę technologię (np. Vattenfall w ramach Powerpeers czy RWE przy projekcie Slock.it). Wygląda więc na to, że przyszłość będzie właśnie należała do prosumentów połączonych ze sobą w mikrosieci energetyczne.
Wirtualne elektrownie przybędą z mocą
W tych mikrosieciach swoje miejsce znajdą też tzw. wirtualne elektrownie. Cóż to za koncept? Otóż jest to system połączonych ze sobą wytwórców energii oraz magazynów energii. Chodzi o to, żeby tak zoptymalizować produkcję i zużycie energii oraz jej magazynowanie, żeby stworzyć jak najwięcej tzw. negawatów, czyli niewykorzystywanej mocy elektrycznej (inna nazwa to Demand Side Response). Później tylko taka wirtualne elektrownia czeka na zgłoszenie, żeby w odpowiednim momencie dostarczyć brakującą moc do sieci elektroenergetycznej. Za taką usługę zarządca sieci będzie musiał oczywiście zapłacić.
A jakie są niby zalety tej idei? Przede wszystkim jest to dużo prostsze, tańsze i bardziej elastyczne rozwiązanie niż budowa nowych elektrowni np. o mocy 1 GW. Zwłaszcza kwestia kosztów jest istotna, bo już na dzień dzisiejszy budowa elektrowni węglowych jest nieopłacalna (także w Polsce – najnowszy przykład to Elektrownia Ostrołęka) i są one zamykane (np. z początkiem roku zamknięta została Elektrownia Adamów). Cały świat się rozpędza na zielonej autostradzie, więc również usługi wirtualnych elektrowni staną się coraz powszechniejsze, zobaczycie.
Zielonej mocy przybywaj!
Zeszły rok był dla energetyki słonecznej rekordowy pod względem przyrostu nowych mocy. Na ten rok przewiduje się, że kolejne kraje będą dołączać do grona tych posiadających łączną moc 1 GW albo większą (np. Hiszpania, Holandia czy Francja). Europejski rynek ma zanotować w 2018 roku wzrost o 35% w stosunku rok do roku, a całemu światu urośnie słonecznej mocy o około 6%.
Na dodatek cały czas rozwijają się nowe technologie związane z wykorzystaniem promieniowania słonecznego. Prognozy mówią, że w tym roku można się spodziewać wprowadzenia na rynek pierwszych perowskitowych technologii (pamiętajcie, że dr Malinkiewicz bierze w tym udział). Chodzą również słuchy, że będzie też można kupić fotowoltaiczną farbę w sprayu. I generalnie następować będzie dalsza miniaturyzacja i udoskonalanie paneli PV, tak żeby można je było przykleić do różnych urządzeń albo naszych ubrań.
A co z energetyką wiatrową? Uruchomione powinny zostać kolejne morskie farmy wiatrowe na Morzu Północnym i na Morzu Żółtym o łącznej mocy ponad 1,7 GW (może kiedyś będzie taka farma na Bałtyku). Na lądzie z kolei inwestorzy zaczną na poważnie podchodzić do tematu integracji turbin wiatrowych z magazynami energii w postaci elektrowni szczytowo-pompowej wbudowanej częściowo w maszt. Pierwszy tego typu projekt (i to od razu z najwyższymi lądowymi wiatrakami na świecie – 246,5 m) jest już w trakcie realizacji w okolicach Stuttgartu.
Rewolucja w systemach rowerów publicznych
Uwielbiamy rowery miejskie za to, że można z nich bardzo wygodnie korzystać. Wystarczy odpiąć rower ze stacji i już, można śmigać przed siebie, spalając tkankę tłuszczową i poprawiając stan zdrowia. A co powiecie na jeszcze wygodniejszy system, w którym nie musicie się martwić o szukanie stacji?
Na świecie działa już kilka firm (znamy przynajmniej trzy – Ofo, Mobike i oBike), które oferują systemy rowerów miejskich bez stacji dokujących. Jak to działa? Włączamy aplikację, wskakujemy na wolny rower najbliżej nas i po dotarciu do celu zostawiamy go tam, gdzie nam najwygodniej.
Takich systemów rowerów publicznych bez stacji jest już blisko 500 w różnych miastach na całym świecie (najwięcej w Chinach oczywiście). W Europie też je znajdziemy – działają np. w Londynie, Paryżu, Madrycie czy Wiedniu, a najbliżej nas w Pradze.
Rynek rowerów miejskich ciągle rośnie (według przewidywań wykorzystanie dopiero połowę potencjału), więc firmy planują kolejne lokalizacje. Kto wie, może także taki bezstacyjny system pojawi się w Polsce, skoro na stronie Ofo podają, że pół godziny jazdy kosztuje 1 zł. A skoro już jesteśmy przy temacie dzielonej mobilności to przewidujemy, że…
Car-sharing będzie coraz bardziej popularny
Coraz więcej ludzi (zwłaszcza młodych) zauważa, że posiadanie własnego auta to wygodna, ale kosztowna sprawa (coś o tym wiemy). Dlatego firmy dostrzegają potencjał w usługach car-sharingowych, a miasta na całym świecie wspierają tego typu pomysły. Szacuje się, że jedno auto z car-sharingu może zastąpić w mieście 15 zwykłych aut. A mniej aut (nawet elektrycznych) na ulicach oznacza miasta bardziej przyjazne dla mieszkańców i bardziej ekologiczne.
Oczywiście w ramach car-sharingu będzie można korzystać z coraz większej ilości aut elektrycznych, do czego przygotowują się też największe koncerny motoryzacyjne. Jeszcze w tym roku Volkswagen, pragnący odkupić swoje grzechy po #dieselgate, uruchomi w Hamburgu usługę tzw. ride poolingu (wspólna podwózka?) w oparciu o elektryczną i wizualnie zmodyfikowaną wersję modelu T6.
Generalnie tendencja będzie taka, żeby oferować ludziom usługę przemieszczania się z punktu A do B, a nie auta na własność. Pisaliśmy w zeszłym roku o holenderskim systemie wynajmu własnego auta innym osobom i bardzo możliwe, że również on wkrótce zyska większą popularność. A skoro jesteśmy przy temacie transportowym, to pewne jest to, że…
Rok 2018 będzie rokiem aut elektrycznych
Spadające ceny baterii, rządowe dopłaty (w Polsce też mają być), ostra konkurencja wśród koncernów motoryzacyjnych i odwrót od technologii spalinowych powoduje, że sprzedaż aut elektrycznych cały czas rośnie. Na świecie jeździ już ponad 3 miliony aut z napędem elektrycznym i hybryd typu plug-in. Ale analitycy rynku przewidują, że na koniec roku 2018 takich pojazdów na baterie będzie nawet 5 milionów.
Nie zapominajmy też, że po wakacjach mamy zobaczyć jeżdżący prototyp (i to w skali 1:1!) polskiego auta elektrycznego. Na pewno nie zbawi on polskiej motoryzacji, bo pewnie klienci wybiorą coś lepszego. Co na przykład? Ci bogatsi będą się zastanawiać nad zakupem BMW i8 w wersji Roadster albo wchodzącego w czerwcu do sprzedaży elektrycznego Jaguara i-Pace. Przedstawiciele klasy średniej wezmą pewnie pod uwagę najnowszą wersję Nissana Leafa, który właśnie trafił do sprzedaży w Polsce. Nie słyszeliście o tym? Trudno się dziwić, bo Leaf za sprawą napędu elektrycznego porusza się bezszelestnie :).
A co oprócz tego? Oczywiście coraz więcej Tesli Model 3 będzie zjeżdżało z taśm produkcyjnych, ku radości niezwykle cierpliwych nabywców w USA. Tam też we wszystkich stanach będzie można kupić Chevroleta Bolta, który znalazł już ponad 20 tysięcy nabywców (tak, wiemy, tyle to się sprzedaje Golfów w przysłowiowe 5 minut, ale to i tak bardzo dobry początek!). Szkoda tylko, że jego europejski odpowiednik, czyli Opel Ampera-e, jest praktycznie nie do kupienia. Na pocieszenie esteci będą mogli rozważyć zakup uroczego Microlino, który 24 stycznia zostanie zaprezentowany w wersji przedprodukcyjnej. Na pewno będzie z czego wybrać!
Elektrycznych autobusów też będzie przybywać
Coraz więcej będzie też autobusów elektrycznych kursujących w miastach na całym świecie. Shenzen jest prawdopodobnie pierwszym na świecie miastem, w którym kursują wyłącznie elektrobusy. I jest ich już ponad 16 tysięcy! Ale nie trzeba szukać aż tak daleko, bo w Europie też pojawiają się komunikaty o kolejnych zamówieniach na elektryczne autobusy (także od polskiego Solarisa). Polskie miasta nie pozostają w tyle i również chcą elektryfikować swoje floty. Już w tym roku Ursus ma dostarczyć Zielonej Górze 47 takich pojazdów (największe zamówienie w całej Europie), a Warszawa czeka na dostawę łącznie 130 nowych elektrobusów.
Z kolei Ministerstwo Rozwoju ogłosiło program E-bus, który ma sprawić, że powstanie całkowicie polski autobus elektryczny (tzn. będzie zbudowany od podstaw, choć nie bardzo rozumiemy, co jest nie tak w obecnie produkowanych elektrobusach). A po co ten program? Celem jest 1000 e-autobusów bezszelestnie i bezemisyjnie przemierzających ulice polskich miasta do 2025 roku (teraz mamy jedynie 79 sztuk). Trzymamy kciuki!
Zero waste nową modą?
Na koniec nieco bardziej przyziemna prognoza, ale związana z tematem, który nas dotyczy. Mianowicie zero waste. Od jakiegoś czasu śledzimy rozwój tej idei w internecie, a nawet staramy się wprowadzać ją w życie i jesteśmy pewni, że w tym roku jeszcze więcej osób przekona się do tej ciekawej idei. Skąd takie przypuszczenia?
W zeszłym roku wyszły trzy poradniki pomagające ograniczyć ilość śmieci w domach (aż tyyyle poradników na jeden temat, tym bardziej dotyczący zero waste, zaprzecza idei zero waste, ale nie bądźmy aż tak cyniczni 🙂 ). Ba, wciąż rozrasta się facebookowa grupa Zero Waste Polska, a na blogach czy Instagramie zaczyna się coraz częściej pojawiać ten temat. Czekamy tylko na jakąś celebrytkę, która się zacznie się chwalić tym, że tworzy wokół siebie sławę, ale nie śmieci (ostatnio wspominała o tym Jessica Mercedes – nie bardzo wiemy, kto to taki, ale w Internecie cieszy się popularnością).
Bądźmy ekooptymistami!
Moglibyśmy nasze ekologiczne prognozy rozszerzyć o przykre dla środowiska sprawy, które mogą się zdarzyć w bieżącym roku (ale wtedy wpis byłby za długi i nikt by nie doczytał do końca). Stwierdziliśmy jednak, że potrzebna jest nam wszystkim spora dawka ekologicznego optymizmu. Pozytywne nastawienie i dobre wiadomości na początku roku powinny nastroić nas do dalszego działania. Ku chwale planety.
Podobają się Wam nasze przewidywania? Spodziewacie się innych przełomowych odkryć w dziedzinie zielonej energetyki, albo aut elektrycznych? A może typujecie jakieś inne ekologiczne innowacje? Dajcie nam znać w komentarzach 🙂
Źródła: PwC, Intelligent Transport, Ministerstwo Rozwoju, The Guardian